wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 15: W Kavio



– Nie rozumiem, jak czarne peleryny mają nam pomóc dostać się do Kavio. To jakiś zwyczaj z Cesarstwo Kuyo? – odezwała się Miranda. – Swoją drogą, są bardzo w twoim stylu – dodała, zanim Gelu zdążył wyjaśnić jej wcześniejsze wątpliwości. – Gdy założy się kaptur, sięga on niemal do ust, nie ma możliwości, by ktoś zobaczył twoją twarz. Chociaż to musi być strasznie niewygodne. Jak nic nie widzisz, to łatwo wpaść na kogoś, coś potrącić, robiąc przy tym zamieszanie i zwracając na siebie jeszcze większą uwagę.
Gelu westchnął w duchu, zastanawiając się, czy niekończący się słowotok Mirandy był skutkiem ubocznym ziół, jakie podała jej Fan Ling, czy w ten sposób królowa próbowała nadrobić zaległości z mówienia wynikające niemal z całodobowego, przymusowego snu. Z drugiej strony zaskoczyło go, że zaczęła od najistotniejszych tematów, zamiast dopominać się streszczenia rozmowy ze staruchą, która odbyła się podczas jej nieobecności.
– Posłuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru tego powtarzać – rzekł elf, gdy Miranda otwierała usta, by wtrącić coś jeszcze. Szybko je jednak zamknęła i skierowała wzrok na towarzysza, przez co potknęła się o jeden z wystających konarów, omal nie przewracając. Gelu całkiem to zignorował, udając też, że nie słyszał wypowiedzianego pod nosem przekleństwa i kontynuował: – Peleryny mają nam ułatwić poruszanie po mieście, ponieważ będziemy uchodzić za Krwawe Lotosy. I nie będę ci teraz tłumaczył, kim oni są – dodał, widząc niezrozumienie na jej twarzy. – Najważniejsze, żebyś się nie odzywała i wyglądała, jakbyś szła w konkretnym, dobrze znanym celu, bez oglądania się dookoła i sprawdzania, czy coś zmieniło się w stolicy. Przez bramy przejdziemy za pomocą zaklęcia iluzji – dokończył, widząc, że Miranda znów chciała się wtrącić, zapewne okazując niezadowolenie.
– Wyglądam jak ktoś inny?! – zawołała z entuzjazmem i fascynacją.
Obróciła się wokół własnej osi, jakby w zasięgu wzroku próbowała znaleźć lustro, by dokładnie się sobie przyjrzeć. Nierówny teren i ciężki plecak sprawiły jednak, że nie utrzymała równowagi. Gdyby Gelu w porę jej nie przytrzymał, tym razem upadłaby na ziemię.
– Właśnie tak nie masz się zachowywać, nieważne, co usłyszysz czy zobaczysz – mruknął zirytowany, w duchu modląc się do kapryśnej bogini losu, by dziś im sprzyjała i pozwoliła uratować Rolanda oraz bezpiecznie opuścić Kavio. – Zaklęcie aktywuję, gdy znajdziemy się blisko południowej bramy. Przez kilkanaście minut będziemy wyglądać jak wracający z patrolu okolicy żołnierze Archibalda.
– Umiesz rzucać zaklęcia? – zdziwiła się Miranda, otwierając szeroko oczy.
– Czy wyglądam na maga? – odpowiedział pytaniem na pytanie Gelu.
Miranda jedynie wzruszyła ramionami, a elf dopiero po chwili uświadomił sobie, że królowa żadnego z nich nie widziała na oczy. Znając ją, prawdopodobnie żyła w przekonaniu, że żaden z magów nie przekroczył granicy Armandaru, skoro prawo tego zabraniało.
– Magia Fan Ling jest inna – rzekł Gelu, nie chcąc wdawać się w dyskusje dotyczące rasy staruchy. – Jak sama powiedziała, stworzyła materialne zaklęcie, które może aktywować każdy, nawet gdy nie posiada magicznych umiejętności. Nie wytłumaczę ci tego, bo się na tym nie znam, o wyjaśnienia musiałabyś poprosić jakiegoś maga. – O ile oni wiedzą coś na temat wiedźm, dodał w myślach, zastanawiając się, czy do jednej ze zdolności tej rasy należało komunikowanie się z innymi w tym dziwnym świecie między jawą a snem.
– Nie wydaje ci się dziwne, że ktoś taki jak Fan Ling mieszka sobie spokojnie pod murami Kavio? – odezwała się po chwili Miranda. W jej głosie dało się wyczuć lekkie wahanie i niepewność, ale Gelu podobało się, że w końcu zaczynała dostrzegać istotne rzeczy i zadawać odpowiednie pytania.
– Sprowadziła się tam niedługo po tym, jak zostałaś królową – wyjaśnił Gelu.
– Ale wtedy magom nie wolno było przebywać w Armandarze! Każdemu groziła natychmiastowa kara śmierci! – zawołała Miranda, zatrzymując się gwałtownie i tym samym potwierdzając wcześniejsze przypuszczenia elfa.
– I myślisz, że to ich zatrzymywało? Ukrywali, kim byli, ale nie zważali na prawo. Magowie są bardzo podstępni, ich magia niemal nie zna ograniczeń, dlatego są tak niebezpieczni i zawsze osiągają swoje cele.
A my będziemy musieli udać się do ich twierdzy, dodał w myślach, zarazem nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że Mirandzie ten pomysł przypadnie do gustu o wiele bardziej niż jemu. Z tego powodu na razie nie wspomniał jej o tym, co powiedziała Fan Ling na temat zdrowia królowej. Lepiej, by na razie skupiła się na uratowaniu Rolanda, nie czarodziejach.
– Dlaczego magowie nie mogli przebywać w Armandarze? Kiedyś królowie trzymali na dworze co najmniej jednego czarodzieja, było to niemal tradycją.
– To długa historia, a my zbliżamy się już do bramy – rzekła wymijająco Miranda. Gelu przez chwilę zastanawiał się, dlaczego nie chciała mu powiedzieć. Czyżby wiązała się z tym jakaś krwawa i tragiczna historia jak w przypadku Rubinowych Wysp? – Znów musiałeś za mnie zapłacić – zmieniła nagle temat, wyrywając elfa z zadumy. – Takie zaklęcie iluzji na pewno kosztowało mnóstwo złota – dodała posępnie. – Jestem królową, a mimo to nic nie mogę zrobić…
– Nie było aż tak drogie – skłamał Gelu, woląc oddać całe złoto, jakie posiadał, niż życie. Postanowił jednak ukrywać prawdziwą cenę zaklęcia, bo Miranda z chęcią podzieliłaby się po równo lub zapłaciła za całość, ignorując fakt, że dla niego dwadzieścia lat to niewiele, dla niej niemal jedna czwarta tego, co może przeżyć. – Fan Ling trzyma twoją stronę, wierzy, że pokonasz Harukyu i ponownie zasiądziesz na tronie – dodał, widząc, że wcześniejsze słowa nie do końca przekonały królową.
Miranda skinęła głową. Mimo że w pierwszej chwili wyglądała na zaskoczoną, to potem kąciki jej ust drgnęły lekko, cieszyła się, że kolejna osoba stała po jej stronie i starała się pomóc. Gelu nie chciał psuć tych fałszywych wyobrażeń, chociaż sam przy tym cierpiał. Dotknął niewielkiej, skórzanej torby zawieszonej u pasa, to w niej schował kulę z zaklęciem iluzji. Niemal niczym nie różniła się od tej drugiej, która zapewne będzie nawiedzać go w koszmarach przez setki, może i tysiące lat.
Pamięcią powrócił do poranka, gdy słońce jeszcze całkiem nie wyłoniło się zza horyzontu. Fan Ling zawołała go, oznajmiając, że zaklęcie iluzji jest gotowe i najwyższy czas za nie zapłacić, jeśli nie chce, by Miranda zdążyła się obudzić. Z jednej strony był jej za to wdzięczny, z drugiej miał wrażenie, że starucha też wolała, aby królowa nie poznała prawdziwej ceny za pomoc w dostaniu się do Kavio. A przynajmniej nie wtedy, kiedy nie byłoby już za późno na zmianę decyzji.
Gelu wątpił, by w najbliższym czasie zapomniał wyraz twarzy Fan Ling, gdy wręczała mu niewielką, szklaną kulę. Uśmiechała się szeroko, a zielone oko błyszczało z podniecenia, jakby od bardzo dawna czekała na tę chwilę. Wtedy elf po raz pierwszy pomyślał o tym, ile lat w rzeczywistości mogła mieć starucha. Może i ludzie oddawali jej nie więcej niż dwa lata, ale pięćdziesiąt osób to wydłużenie życia o kolejne sto lat, podczas których można zebrać następne sto jak nie więcej. Jeżeli odpowiednio to rozegrać, to w sztuczny sposób zyskiwało się nieśmiertelność!
Ta myśl spowodowała, że poczuł obrzydzenie w stosunku do Fan Ling, która w ten sposób próbowała bawić się w boga. Zawsze istniał cień szansy, że dodawanie lat nie przywracało raz utraconej młodości, lecz Gelu ta nadzieja wydawała się płonna. Bardzo żałował, że zaufał Erice i tu przyszedł. Było jednak za późno na zmianę decyzji.
Gelu spodziewał się, że oddanie życia będzie wiązało się z jakimiś mrocznymi rytuałami. Okazało się jednak, że wystarczy, by powiedział, iż dobrowolnie oddaje dwadzieścia lat, po czym dotknął ustami powierzchni szklanej kuli.
Elf zawahał się przez ułamek sekundy, wiedząc, że zmieni go to na zawsze, a w jego sercu i duszy pozostanie skaza. Przycisnął jednak wargi do kuli, która początkowo była zimna, lecz po chwili jej temperatura wzrosła. Przedmiot zaczął pulsować przyjemnym ciepłem, jakby w środku rzeczywiście zamknięto życie. Niczym serce, pomyślał wtedy. Gelu zdziwił się, że w żaden sposób nie odczuł odebrania tych dwudziestu lat, przytłaczała go jedynie świadomość tego, co zrobił.
Fan Ling niemal od razu odebrała mu kulę i przycisnęła do piersi jak najcenniejszy skarb. Gelu zdążył jednak zobaczyć, że wcześniej przezroczyste szkło pokryło się czymś, co wyglądało jak szron, a we wnętrzu pojawił się maleńki, czerwony, pulsujący punkcik.
– Jesteśmy już niemal pod bramą. Nie sądzisz, że pora rzucić to zaklęcie? – wyrwał go z zadumy głos Mirandy.
Gelu rozejrzał się dookoła, musząc przyznać królowej rację. Przeklął pod nosem, zły na siebie, że tak zatracił się we wspomnieniach, iż nawet nie zorientował się, jak daleko zaszli. Przez jego nieuwagę ktoś mógł ich przecież zobaczyć i już oddalić się, by zdać raport. Nie wiedział przecież, czy w pobliżu nie kręcili się jacyś magowie, Krwawe Lotosy, czy zwyczajni żołnierze.
– Załóż kaptur – zwrócił się do Mirandy, żałując, że nie kazał jej tego zrobić od razu. Znajdowali się przecież niemal w Kavio, tu nawet las nie mógł stanowić dobrej ochrony przed wrogami.
Co się ze mną dzieje, że popełniam tak podstawowe błędy?, pomyślał, obserwując królową, która posłusznie spełniła jego prośbę, mimo że pod nosem mruczała komentarze na temat tego, że nie widzi sensu, by to robić, skoro mają znaleźć się pod wpływem zaklęcia iluzji.
– Pamiętaj, żeby się nie odzywać i nie robić nic głupiego – poinstruował ją po raz kolejny.
 Wyjął z torby kulę. Ta była zimna, a w jej wnętrzu kłębiła się błękitna mgła. Zadziałaj, westchnął w duchu, chociaż Fan Ling powiedziała, że nie potrzebowali żadnych inkantacji. Następnie rzucił przedmiot na ziemię. Ledwo szkło dotknęło gruntu, a roztrzaskało się na miliardy maleńkich kawałeczków. Działo się to tak szybko, że ludzkie oko nigdy by tego nie zarejestrowało, lecz elf nie miał z tym żadnych problemów. Niemal w tej samej chwili w górę wystrzelił słup gęstej mgły, który otoczył ich i natychmiast zniknął.
– Już? – zdziwiła się Miranda. – Och, ale dziwnie wyglądasz. I masz brodę – dodała po chwili, starając się powstrzymać cichy chichot. – Bardziej podobasz mi się jako ty – powiedziała, po czym umilkła, pospiesznie odwracając głowę, ale Gelu zdążył zobaczyć szkarłatne rumieńce na twarzy młodego mężczyzny, jakim stała się królowa.
Gelu zignorował to, z uwagą przyglądając się swoim dłoniom, w których nie dostrzegł żadnej zmiany. Całe jego ciało nadal było elfie, przynajmniej w jego oczach nic nie uległo zmianie. Nie pogorszyły mu się także inne zmysły jak wzrok czy słuch. Iluzja musiała działać tylko na tych, co na nich patrzyli.
– Idziemy – zdecydował Gelu, szybkim krokiem wychodząc spomiędzy drzew na drogę prowadzącą wprost do południowej bramy. – Gdy znajdziemy się w Kavio, jak najkrótszą drogą prowadzisz nas w stronę pałacu. Może iluzja utrzyma się na tyle długo, że przejdziemy przez wewnętrzną bramę.
– Nie ma przecież żadnej wewnętrznej bramy – powiedziała Miranda, podbiegając, by znaleźć się obok Gelu.
– Już jest.
– Ale po co? – nie dawała za wygraną królowa.
Gelu zignorował jej pytanie, gdyż znaleźli się niemal pod południową bramą. Według słów Fan Ling to właśnie tędy do stolicy mogli wejść wszyscy, którzy podróżowali drogą lądową, nie licząc kupców. Jednak poza dwójką strażników nikogo tam nie było, co nieco zaniepokoiło elfa. Doskonale pamiętał, że gdy kiedyś zawędrował do Kavio, to przy bramach kręciło się sporo ludzi, niezależnie od pory dnia.
– A co jeśli nas zatrzymają, bo uznają, że takich ludzi nigdy nie widzieli? – szepnęła Miranda.
– Wyglądamy jak prawdziwi strażnicy. O nic się nie martw – zapewnił ją Gelu, chociaż sam trochę się tego obawiał.
Pilnujący bramy strażnicy początkowo całkiem ich zignorowali. Jednak gdy ich mijali, Miranda zignorowała wszystkie wcześniejsze ostrzeżenia. Z uśmiechem zasalutowała do obu mężczyzn, a Gelu czuł się tak, jakby serce momentalnie przestało bić. Elf już sięgał po miecz, gotowy zabić strażników, lecz wtedy jeden z nich w odpowiedzi wykonał ten sam gest, drugi tylko przewrócił oczami i z dezaprobatą pokręcił głową, ale nie ruszył się z miejsca.
– Co ja ci mówiłem? – zwrócił się do Mirandy, gdy znaleźli się na tyle daleko od bramy, by mężczyźni nie mogli ich usłyszeć.
– To takie nieoficjalne pozdrowienie wśród strażników – wyjaśniła, ani trochę nie przejmując się niezadowoleniem elfa. – Farrah pokazał mi je, gdy byłam jeszcze mała. Mojej mamie bardzo się to nie spodobało, uważała, że za bardzo spoufalam się z ludźmi, którzy mieli mnie pilnować, i przez to ich dekoncentruję. To właśnie Farrah tam stał – dodała, po czym ruszyła w dalszą drogę, nie oglądając się za siebie.
~ * ~
Dopiero gdy dotarli do wewnętrznego muru, Miranda zorientowała się, dlaczego go zbudowano. Oddzielał dzielnicę, w której znajdował się pałac i mieszkali nie posiadający własnych ziem lordowie, od pozostałej części miasta, gdzie żyli mieszczanie i biedacy. Nie mogła zrozumieć, dlaczego cesarz zrobił coś takiego. Czemu lordowie na to pozwolili? Siła Kavio tkwiła we wszystkich ludziach. By miasto poprawnie funkcjonowało, nie można było tak wyraźnie odgradzać jednych od drugich. To rodziło nieporozumienia i żale.
Postanowiła, że w pierwszej kolejności, gdy ponownie przejmie władzę w Armandarze, zniszczy ten mur. Kamień po kamieniu, aż nic po nim nie zostanie. A wtedy w Kavio znów wszystko będzie wyglądać jak dawniej.
Zaklęcie iluzji przestało działać, lecz strażnicy przy wewnętrznej bramie przepuścili ich bez problemu. Zerknęli na nich tylko przelotnie i wzdrygnęli się. Miranda nie wiedziała, kim były Krwawe Lotosy, gdyż nigdy nie słyszała o takiej organizacji. Postanowiła, że zapyta o nich Gelu przy najbliższej okazji. Domyśliła się jednak, że nie cieszyli się sympatią, z jakiegoś powodu ludzie się ich obawiali. Kiedy doszła do tych wniosków, poczuła się źle w tym ubraniu. Rozumiała, że to dobre przebranie, ale nie czuła się dobrze, gdy mieszkańcy stolicy patrzyli na nią ze strachem lub pogardą.
– Nic się nie zmieniło – szepnęła, gdy przeszli przez bramę.
Chociaż Miranda wiedziała, że nie powinna tego robić, i tak rozejrzała się dookoła. Przy głównej drodze stały dworki, mieszkała w nich szlachta i najbogatsi mieszkańcy Kavio, którzy nie mieli tytułów, lecz dorobili się tak dużej ilości pieniędzy, że mogli sobie na to pozwolić. Duże, kamienne, dwu lub trzypiętrowe budynki wyglądały bardzo podobnie. Na tyłach niektórych z nich znajdowały się nieduże, kwietne ogrody, stanowiące dumę właścicieli.
Miranda zamknęła oczy, by chociaż przez chwilę nie patrzeć na wznoszący się ponad dworkami królewski pałac. Czuła zapach znajdującego się w pobliżu morza, słyszała skrzek latających nad miastem mew i innych morskich ptaków. Pomimo tego wszystkiego nie czuła się tak, jakby wracała do domu. Miejsce, w którym się urodziła i spędziła dwadzieścia lat swojego życia, wydawało się dziwnie obce.
Wierzchem dłoni otarła napływające do oczu łzy, ciesząc się, że Gelu chociaż raz nie mógł zobaczyć jej słabości. Czuła, jakby serce miało pęknąć na pół, gdy pomyślała, że ostatnio przejeżdżała tą drogą, jadąc z przyjaciółmi na ten tragiczny piknik. Wtedy była królową, ludzie cieszyli się, że ją widzą, kłaniali się i pozdrawiali z uśmiechem. Kochali ją, a ona ich zawiodła. Nawet teraz musiała się ukrywać, przemknąć przez miasto niezauważona. Oni na mnie nie czekają, pomyślała ze smutkiem, przegryzając wargę, by nie zaszlochać. Rządy Tariniusów skończyły się dwa lata temu, a wraz z nimi odeszła wszelka nadzieja.
– Chodź – powiedział Gelu.
W jego głosie wyraźnie słyszała troskę, lecz nie potrafiła ukoić tego olbrzymiego bólu. Wydawało jej się, że elf nie jest w stanie zrozumieć tego cierpienia. Pod wpływem nagłego, samolubnego impulsu Miranda chciała mu to wypomnieć, krzyknąć prosto w twarz, że nie potrzebuje jego troski, że ani trochę jej nie rozumie, bo nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Nagle dostrzegła osobę, której nie spodziewała się ujrzeć już nigdy w życiu, i cała złość na Gelu momentalnie wyparowała. Zawstydzona królowa nie potrafiła pojąć, skąd wzięły się w niej te uczucia, wiedziała przecież, że on starał się jej pomóc. Sam też musiał przecież cierpieć po wygnaniu z ojczyzny.
Te zmartwienia odeszły na dalszy plan, kiedy patrzyła na spokojnie spacerującą nieopodal kobietę, którą uznała za zmarłą. Towarzyszyło jej dwóch żołnierzy ubranych w barwy Cesarstwa Kuyo. Niemal nic się nie zmieniła od czasu, kiedy Miranda widziała ją po raz ostatni. Mogłaby wręcz powiedzieć, że wyglądała trochę lepiej. Na jej twarzy nie było widać żadnych trosk, zastąpiły je wyniosłość i duma. Zawsze dbała o dobry wygląd i modne suknie, lecz teraz bogactwo wręcz biło po oczach. Takiego stroju i klejnotów nie powstydziłaby się nawet cesarzowa.
– Za długo już stoimy w miejscu – ponaglił Gelu, lecz Miranda puściła tę uwagę mimo uszu.
Wcześniejsza złość, którą chciała wyładować na elfie, teraz jakby kilkukrotnie się zwiększyła. Traktowała tę kobietę jak członka rodziny, Mirandzie zależało na jej szczęściu i tak bardzo żałowała, że spotkała ją brutalna i przedwczesna śmierć. A teraz okazało się, że żyła! Powodziło jej się lepiej niż dotychczas, a wyjaśnienie tego stanu istniało tylko jedno.
Miranda zacisnęła dłoń na rękojeści miecza. Chciała w tej chwili podejść do niej i przebić niegodziwe serce. Patrzeć prosto w oczy, gdy uchodzi z nich życie i cieszyć się przelaną krwią. Cieszyć się tym morderstwem. Słusznym morderstwem!, poprawiała się w myślach. W imię sprawiedliwości.
Miranda już stawiała pierwszy krok w stronę kobiety, lecz wtedy Gelu mocno chwycił ją za ramię i odciągnął w stronę cienia rzucanego przez najbliższy budynek. Próbowała się wyrwać, ale elf okazał się silniejszy i nie miał zamiaru puścić. A przecież musiała się zemścić!
– Zostaw! – krzyknęła, szarpiąc się gwałtownie. – Ona musi umrzeć! To Olivia Tarinius, matka Roberta – dodała, gdyż Gelu nadal pozostawał niewzruszony.
– Jest z tobą spokrewniona?
– Nie! – zawołała oburzona Miranda. – Wyszła za mąż za mojego wujka. Co to za różnica? Skoro żyje, to oznacza, że jest po stronie Harukyu i skazała swojego syna na śmierć. Nie można pozwolić, by taka zbrodnia uszła jej płazem!
– Opanuj się – starał się uspokoić ją Gelu. – Co się z tobą stało?
Miranda nie zamierzała słuchać ani odpowiadać. Ponownie spróbowała się wyrwać, lecz wtedy Gelu odepchnął ją gwałtownie na bok. Zdarzyło się to tak nagle, że nie utrzymała równowagi i upadła na brukowaną uliczkę, tucząc pośladki. Jęknęła z bólu, nie mając pojęcia, czym zasłużyła na tak brutalne traktowanie. Dopiero wtedy zorientowała się, że nie byli sami. Elf przyciskał do ściany budynku jakiegoś mężczyznę, przyłożywszy mu sztylet do szyi. Tak mocno wykręcał mu rękę do tyłu, że na twarzy nieznajomego pojawił się grymas cierpienia.
– Wasza Wysokość – wyjąkał nagle nieznajomy z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami, a Miranda z przerażeniem uświadomiła sobie, że podczas szamotaniny lub upadku kaptur zsunął się jej z głowy.
~ * ~
I bohaterowie w końcu dotarli do Kavio. Trochę im to zajęło, biorąc pod uwagę, że to piętnasty rozdział. Chociaż mam wrażenie, że długo tam zabawią, bo znów się rozpisałam i wprowadziłam postacie, których miało nie być.
Niestety, bez umiaru oglądając Dragon Balla, wykorzystałam niemal cały transfer. Teraz działam na resztkach i trochę obawiam się, że za chwilę może się skończyć i do końca miesiąca zostanę bez Internetu. Jeśli tak rzeczywiście się stanie, to na waszych blogach pojawię się dopiero na początku lutego.

8 komentarzy:

  1. Już na samym początku rozdziału byłam przekonana, że podczas tej podróży albo już w mieście, Miranda coś wykombinuje. Ten jej styl bycia, nierozwaga, nieposłuszeństwo bardzo mi tu działały na nerwy. Gelu dla niej ryzykuje, w pewien sposób się nawet poświęca, a ona nie potrafi wykonać kilku prostych poleceń. Jakby w ogóle nie dostrzegała i nie rozumiała jakie niebezpieczeństwo jej grozi! Mogła sobie darować to zasalutowanie, tym bardziej, że po takim upływie czasu nie ma pojęcia, jakie zasady i zwyczaje panują w Kavio. Co jeśli teraz nikt już nie salutuje i mogła ich tym zdradzić? Mam wrażenie, że ona momentami w ogóle nie myśli i zawsze musi zrobić po swojemu. Tak jak potem tymi krzykami. To dopiero było nierozsądne! I wcale bym nie miała do Gela żalu jakby jej teraz powiedział: radź sobie sama, głupia babo. Może za ostro oceniam Mirandę, ale naprawdę uważam jej zachowanie za głupie...
    Ale za to niesamowicie rozbudziło moją ciekawość! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zachowanie Mirandy jest bardzo głupie i nieodpowiedzialne, no i pasuje do tego, kim była. Chociaż w tym wszystkim ma dużo szczęścia, bo w wielu wypadkach mogłaby wpakować się w naprawdę wielkie kłopoty.
      Gdyby Miranda nie była moją postacią, tylko czytałabym o niej, pewnie też bym jej nie lubiła.

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze boski :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdziwiło mnie, ze Miranda nic nie mowila na temat tego jak potraktowała ja wiedźma ani nie zadawala pytań. Ale w mieście juz emocje wzięły gore... Nie rozumiem, dlaczego pod koniec rozdziału ten mężczyzna ja rozpoznał? Iluzja opadła? Nid bedzie ciekawie... Ciekawe jednak, czy Mirandą ma racje co do matki ukochanego... Hm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zostało napisane, iluzja przestała działać, zanim dotarli do wewnętrznej ramy. Później byli już sobą, ale dzięki przebraniu za Krwawe Lotosy nikt ich nie zaczepiał i nie rozpoznał. Szczęście odwróciło się od nich dopiero później.
      Natomiast Olivia Tarinius nie jest matką Rolanda, a Roberta. Chłopca, o którym wspominała na początku opowiadania. Poza nią, to właśnie Robert miał jedyne słuszne prawa do tronu.

      Usuń
  4. Tak się zastanawiam, czemu Miranda nie pytała o rozmowę ze staruszką dokładniej... Aż tak bardzo ufa Gelu? Oj, gdyby tylko wiedziała, że oddał dwadzieścia lat, by jej pomóc... Ciekawe, jakby zareagowała. Pewnie zadowolona by nie była. Może miałaby poczucie winy. Niby dla niego to niewiele, ale i tak to jakaś część życia.
    Tak myślałam, że ktoś ich zdemaskuje. Jestem ciekawa, kto rozpoznał w niej królową i to po tak długim czasie od jej zaginięcia. Mam tylko nadzieję, że nie będą mieli przez to kłopotów.
    Może w całym tym zaginięciu Mirandy Olivia brała udział. No skoro powinna być martwa, a nagle się okazuje,że żyje... to podejrzane. Z jednej strony nie dziwię się, że Miranda tak się zdenerwowała na jej widok, ale Gelu dobrze zrobił, ze ją powstrzymał. Szkoda tylko, że nie wiele to dało, bo jej kaptur z głowy spadł. Gdyby się tak nie rzucała, może nie rozpoznaliby ich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Miranda dowiedziała się, jaką cenę zapłacił Gelu nie tylko nie byłaby zadowolona, ale też chciałaby zrobić wszystko, by elf otrzymał z powrotem swoje dwadzieścia lat, a w zamian ona oddałaby swoje.
      A co wyniknie z rozpoznania Mirandy, okaże się w kolejnym rozdziale i będzie miało swoje konsekwencje w kolejnych.

      Usuń

Szablon: Elfaba :*

Belka: J. R. R. Tolkien

Opowiadanie nie jest żadnego rodzaju fanfiction, jest w pełni mojego autorstwa. Mogą pojawiać się w nim przekleństwa, brutalne i erotyczne sceny.

Nie informuję o nowych rozdziałach, zapraszam do dołączenia do obserwatorów.

Obserwatorzy