– Życie? – powtórzył Gelu,
uważnie obserwując Fan Ling, jednak ona zachowywała się tak, jakby w ogóle go
nie słyszała.
– Och, to zależy –
powiedziała obojętnie. – Czasem biorę języki, zdarza się też, że ktoś posiada
jakieś ważne informacje, którymi może zapłacić. Ludzie są jednak tak gadatliwą
rasą, że sami z siebie zdradzą wszystko, zanim podam cenę. Przydałoby mi się
też oko… Ale od ciebie chcę tylko i wyłącznie życie.
Elf zacisnął dłoń na
rękojeści sztyletu, był gotowy do ataku, gdyby zaszła taka potrzeba. Mimo że
starucha twierdziła, że magia wiedźm różni się od tej, jaką władają
czarodzieje, nie miał zamiaru ryzykować. Musi działać nadzwyczaj szybko, nie
dając jej ani chwili czasu, by mogła rzucić jakieś zaklęcie. Gorzej, jeśli już
miała w zanadrzu kolejną sztuczkę związaną z roślinami.
– Ja mam umrzeć, czy zabić
kogoś dla ciebie? – zapytał Gelu, gotów natychmiast zaatakować, gdyby Fan Ling
chciała go zabić.
– Uspokój się,
młodzieńcze, i puść ten sztylet, bo jeszcze komuś stanie się krzywda. Nie
miałam na myśli niczyjej śmierci – oznajmiła ze śmiechem.
Elf ani trochę nie
podzielał tego entuzjazmu. Nie miał też zamiaru jej posłuchać, nadal mocno
trzymając broń. Patrzył prosto w błyszczące, zielone oko Fan Ling,
zastanawiając się, czy wcześniej próbowała uśpić jego czujność, udając miłą i
pomocną, by teraz pokazać swoje prawdziwe oblicze.
– Ech, ta dzisiejsza
młodzież – westchnęła starucha. – Powiem to wprost, ceną za pomoc w dostaniu
się do Kavio jest dwadzieścia lat twojego życia, elfie.
– Nie rozumiem –
powiedział zaskoczony Gelu, puszczając rękojeść sztyletu.
Nigdy nie słyszał o czymś
takim. Kontrola nad życiem i śmiercią pozostawała nie tylko poza zdolnościami
czarodziejów, ale także wszystkich innych istot na tym świecie. W Ilathis już
od najmłodszych lat uczono o tym elfie dzieci. Życie dawali bogowie i to oni
decydowali, kiedy należało je odebrać. Nikt inny nie miał prawa o tym
decydować, bo równało się to z świętokradztwem.
– To proste. Od życia,
jakie ci pozostało, odejmę dwadzieścia lat – wyjaśniła Fan Ling.
– Takiej ceny żądasz od
ludzi, którzy tak krótko żyją na tym świcie? – zapytał Gelu, chociaż na samą
myśl o tym robiło mu się niedobrze. Jak dość spokojna do tej pory rozmowa mogła
zakończyć się w ten sposób? Do takiego potwora nie przyszedłby nawet w
największej desperacji!
Fan Ling uśmiechnęła się
szeroko, jakby słowa elfa bardzo ją ucieszyły, chociaż on nie wiedział, w jaki
sposób to pytanie mogło spowodować taką reakcję. Już miał zamiar powiedzieć
wiedźmie, co sądził o jej ohydnych praktykach, ale ona jakby w magiczny sposób
to przewidziała. Momentalnie spoważniała i odezwała się jako pierwsza:
– Oczywiście, że nie żądam
od ludzi tak wysokiej ceny, przeważnie rok lub dwa lata, ewentualnie kilka
miesięcy, w zależności od tego, kto przychodzi i czego ode mnie chce. Nie
przypuszczałam, młodzieńcze, że tak się zezłościsz o te dwadzieścia lat, skro
twoja rasa żyje do kilkunastu tysięcy.
– Chodzi o samą ingerencję
w cudze życie – oznajmił Gelu, ledwo powstrzymując się od krzyku. Bardzo
żałował, że Miranda nie brała udziału w tej rozmowie, bo teraz na pewno
całkowicie by go poparła. I mogliby się wynieść z domu staruchy, znajdując inny
sposób na przedostanie się do Kavio. Chyba że zdesperowana kobieta oddałaby
swoje życie byleby tylko uratować narzeczonego. Szybko otrząsnął się z tej nieprzyjemnej
myśli, nie chcąc postrzegać królowej w tak złym świetle. – Przecież nikt nie
wie, jak wiele czasu dano mu na tym świecie. Co więcej, w każdym momencie może
wydarzyć się jakiś wypadek czy nagła choroba. Nawet dwa lata mogą być ostatnimi
dwoma latami w życiu człowieka.
– Skoro mam taką
możliwość, nie widzę powodu, by z niej nie korzystać. Cóż, to oczywiście zawsze
jest ryzyko, ale nikogo do tego nie zmuszam. Zresztą młodzi ludzie zazwyczaj
nie zdają sobie jeszcze sprawy, jak cenne jest życie. Ja znam tę wartość i
dopóki mogę przebywać na tym świecie chociaż trochę dłużej, nie mam zamiaru z
tego rezygnować. Wierzę, że to błogosławieństwo bogów, że żyję dłużej niż inne
wiedźmy, bo mam do spełnienia jakieś ważne zadanie. A gdy to zrobię, w spokoju
odejdę do drugiego świata, szczęśliwa, że dano mi możliwość zrobienia czegoś
dobrego – powiedziała z pasją, jakby wierzyła w to całym sercem.
Gelu już sam nie wiedział,
co o tym myśleć. Nie podzielał zdania Fan Ling, lecz powoli do jego serca
wkradały się wątpliwości. To w Ilathis nauczono go, że życie jest największą
świętością, ale zarazem dotyczyło to tylko i wyłącznie elfów. Dla jego
pobratymców ludzie nie mieli większej wartości niż zwierzęta. Mężczyzna nie po
raz pierwszy wątpił w słuszność tej ideologii, już za długo żył w królestwach
ludzi, by postępować zgodnie z tym, czego uczono go w domu. Przecież bogowie
mogli mieć zupełnie inne plany i tym razem to starucha mówiła prawdę.
– Życie ofiarowane nam
przez bogów jest bardziej skomplikowane, niż ci się zdaje – wyrwała go z zadumy
Fan Ling. – Rzeczywiście każda żyjąca istota dostaje ileś lat, jednak nikt,
nawet bogowie, nie jest w stanie przewidzieć śmiertelnych wypadków czy nagłych
morderstw. Nawet jeśli nie jest pisane ci przeżyć tej szalonej ekspedycji do
Kavio, w co oczywiście nie wierzę, to otrzymam całe dwadzieścia lat z twojego
życia. Naturalnie to od ciebie zależy, czy zgodzisz się zapłacić tę cenę, czy
wolisz znaleźć inny sposób na wejście do stolicy. Ja do niczego nie będę cię
zmuszać, możesz to sobie dokładnie przemyśleć, jeśli masz taką ochotę.
Gelu milczał, dokładnie
analizując całą sytuację. Nie mógł nie dotrzymać obietnicy złożonej Mirandzie,
ale to równało się złamaniu praw obowiązujących w Ilathis. Tylko że już nie należę do społeczności elfów, pomyślał z goryczą. Już
nikogo to nie zainteresuje, nie spotka go żadna kara. Obarczy jedynie własne
sumienie.
– W jaki sposób chcesz nam
pomóc? – zapytał, chcąc najpierw przekonać się, czy tak wygórowana cena była
tego warta.
– Mówiąc twoim językiem,
rzucę na was zaklęcie iluzji. Wejdziecie do stolicy, wyglądając jak strażnicy.
Dalej jednak będziecie musieli radzić sobie sami, sugeruję założenie czarnej
peleryny z kapturem. Ludzie wezmą was za przedstawicieli Krwawego Lotosu i będziecie
mogli bezpiecznie chodzić ulicami miasta, o ile nie zrobicie czegoś głupiego.
– A co z wyjściem?
– Moja pomoc obejmuje
jedynie dostanie się do Kavio. Nawet gdybym utkała dla was drugie zaklęcie, to
nic to nie da, skoro będziecie mieć dodatkowy balast – mruknęła pod nosem Fan
Ling. – Skoro ryzykujesz życiem dla jakiegoś głupiego lordziątka, to sam musisz
wymyślić, jak wydostać się z miasta.
– Zgoda, oddam ci
dwadzieścia lat mojego życia – powiedział Gelu, sprawiając, że na twarzy
staruchy pojawił się szeroki uśmiech.
Gelu nadal miał
wątpliwości odnośnie takiego postępowania, ale nie potrafił znaleźć innego
wyjścia z sytuacji. Elf i była królowa za bardzo rzucali się w oczy, by w
jakikolwiek sposób wmieszać się w tłum, udając Armandarczyków. Nie wiedział
też, ile informacji zdradził Jimmy, tym bardziej, że znał cel ich podróży.
Możliwe, iż już Bardziej rygorystycznie sprawdzano ludzi udających się do Kavio.
Nie mogli pozwolić sobie na dalszą zwłokę. Im szybciej opuszczą Armandar, tym
lepiej.
– Przygotuję odpowiednie
zaklęcia – oznajmiła Fan Ling. – Królowa prześpi całą noc, więc wyruszycie
jutro rano.
Gelu tylko skinął głową,
po czym wyszedł z domu, uznając rozmowę za zakończoną. Starucha go nie
zatrzymała, co bardzo mu odpowiadało, najwyraźniej i ona powiedziała już
wszystko, co chciała.
~ * ~
Fan Ling zaproponowała
Gelu, by noc spędził w jej domu. Nie miała dodatkowego łóżka, ale mógł rozłożyć
koc pod dachem i ochronić się od zimna, które zwiastowało zbliżającą się
wielkimi krokami jesień. Elf jednakże odmówił, woląc przebywać na świeżym, mimo
że chłodnym powietrzu, które nie było przepełnione zapachami rozmaitych ziół.
Nie musiał się też obawiać kolejnego podstępu, chyba że starucha postanowiłaby
zaatakować go za pomocą magii. Przed tym jednak nie potrafił się w żaden sposób
ochronić.
Wszedł na jedno z drzew
rosnących niedaleko domu i wygodnie ulokował się na dość szerokiej gałęzi. Z
tego miejsca z łatwością widział wnętrze pokoju, w którym spała Miranda, a
zarazem sam był niewidoczny dla każdej osoby, która wyjrzałaby przez okno. Początkowo
chciał ukradkiem obserwować Fan Ling, ale nie znał się na magii, nie potrafiłby
rozszyfrować, czy pracowała nad prawdziwym zaklęciem, czy szykowała dla nich
nieprzyjemną niespodziankę.
Obserwując śpiącą kobietę,
Gelu zastanawiał się, jak to się stało, że łamał dla niej niemal wszystkie
zasady, jakimi kierował się w życiu. Miranda nie miała w sobie absolutnie nic
szczególnego, a mimo to już obiecał pomóc jej w wygraniu wojny, zgodził się
oddać swoje życie, by mogła odszukać narzeczonego, którego nie dość, że tak
naprawdę nie kochała, to jeszcze mógł już nie żyć lub wcale nie potrzebować
pomocy, z całego serca życząc śmierci królowej.
Tryby przeznaczenia poszły w ruch, przypomniał sobie słowa Eriki. Czy rzeczywiście bogowie
specjalnie doprowadzili do skrzyżowania ich ścieżek? Czy właśnie dlatego akurat
tamtej nocy Erika skontaktowała się z nim po raz pierwszy i powiedziała, że
jest Wybrańcem? Nie!, skarcił się
Gelu w myślach. Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Doświadczył tego na
własnej skórze, zbyt długo ufając słowom matki. Gdyby nie głupia nadzieja, nie
doświadczyłby tak wiele smutku i bólu. Może byłby teraz zupełnie innym elfem,
nie zostałby wygnany i nigdy… Nigdy nie
zakochałbym się w Laventel, pomyślał z goryczą.
Gelu spojrzał w pochmurne,
nocne niebo, by odgonić ponure myśli, lecz na nic się to nie zdało. Ból i
tęsknota za ojczyzną nie chciały odejść, mimo że z całych sił próbował zdusić
te uczucia. Od tak dawna o tym nie myślał, a teraz wszystko wróciło i to kilkukrotnie
silniejsze. Co pomyśleliby o nim najbliżsi, gdyby go teraz zobaczyli? Czy
poznaliby w nim tamtego młodego elfa, którego Faldorn pod karą gorszą od
śmierci wygnał z Ilathis? Nie,
odpowiedział sam sobie, mimo że ta świadomość spotęgowała jego cierpienie. Stałem się zupełnie inną istotą. Nie
przetrwałbym, gdybym się nie zmienił.
Zdjął z szyi wisiorek,
który dała mu Laventel i przez chwilę przyglądał się niedużej ozdobie. Oddałby
dwa tysiące lat swojego życia, a nawet więcej, byleby ona była tu z nim. By
razem mogliby dzielić smutki i radości z życia w królestwach ludzi. Zwiedziliby
świat, może udali się na inny kontynent. Kto wie, czy gdzieś daleko nie żyją
inne elfy, może w ich ojczyźnie znaleźliby dom.
Zacisnął wisiorek w dłoni,
przyciskając do serca. To nie był odpowiedni czas na rozmyślanie o czymś, co
nigdy się nie wydarzy. Mimo że to okropnie bolało, musiał przyznać rację
Haroldowi i żyć dalej, zapominając o Laventel. Najwyraźniej zdecydowała zostać
w Ilathis i spełnić swoje obowiązki wobec ojczyzny elfów i jej mieszkańców. Nie
mógł jej za to winić, bo przecież tak samo postępowała Miranda, a była to jedna
z cech, jaką bardzo cenił u ludzkiej królowej.
Mimowolnie pomyślał o
dniu, w którym po raz pierwszy zobaczył córkę Faldorna. Od dawna nie potrafił
oprzeć się myśli, że to właśnie wtedy zapadła decyzja, która doprowadziła go do
obecnego momentu.
~ * ~
– Synku – usłyszał zniecierpliwiony głos matki.
Gelu całkowicie zignorował wołanie, nie podnosząc nawet
głowy z poduszki. Przykrył się kocem, mimo że wcale nie było mu gorąco, i mocno
przyciągnął kolana do piersi. Miał nadzieję, że z daleka sprawiał wrażenie
chorego i uda mu się przekonać do tego kłamstwa matkę. Chociażby dzisiaj.
Wystarczy mu tylko ten jeden jedyny dzień, bo wiedział, że później znów zostawi
go w spokoju.
– Synku – powtórzyła kobieta. – Musimy wychodzić, bo
się spóźnimy.
To idź sama, pomyślał Gelu, zamykając mocno oczy, jakby
to mogło w czymś pomóc. Ledwo to zrobił, gdy usłyszał, że drzwi od pokoju otwierają
się. Przez chwilę do jego uszu nie dotarł żaden dźwięk, dlatego lekko uchylił
powieki, by zorientować się, dlaczego matka nie weszła do środka.
W pierwszej chwili w ogóle jej nie poznał. Niemal we
wszystkim różniła się od kobiety, z którą codziennie jadł śniadanie i kolację. Teraz
stała wyprostowana, przez co wydawała się znacznie wyższa. Wiecznie
rozczochrane i brudne włosy umyła i starannie uczesała, upinając w luźny kok,
który ozdobiła świeżymi, kolorowymi kwiatami. Do tego założyła zwiewną, jasnozieloną
sukienkę, idealnie podkreślającą smukłą sylwetkę. Najbardziej jednak zaskoczył go
nieznikający z twarzy matki serdeczny uśmiech.
Gelu nie potrafił powstrzymać napływających do oczu
łez. Nie dość, że widział ją taką… normalną po raz pierwszy, odkąd pamiętał, to
wiedział, że nie zrobiła tego dla niego.
Po chwili kobieta weszła do pokoju i usiadła na łóżku. Gelu
zdziwił się, gdy położyła dłoń na jego policzku. Przez ułamek sekundy miał
nadzieję, że okaże mu nieco czułości, że może ta zmiana nie była jednodniowa,
że naprawdę zaczęło jej zależeć na synu, nie na potworze, jakiego stworzyła
przed laty. Gorzko się jednak rozczarował, gdyż bardzo szybko zabrała rękę i
odwróciła głowę w stronę okna. I jedyne, co czuł elf to chłód, który zostawiły
przeraźliwe zimne dłonie matki.
– Co się dzieje, synku? – zapytała, chociaż w ogóle na
niego nie patrzyła. Przez chwilę Gelu miał wrażenie, że oczy matki ponownie
zaszły mgłą, lecz gdy mrugnął, wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Chociaż
znów wyglądała na nieobecną, jakby myślami znajdowała się w zupełnie innym
miejscu. – Przecież mamy dzisiaj tak radosne święto, księżniczka kończy dwieście
lat i staje się dorosłą kobietą. Po raz pierwszy opuści tereny pałacu i wszyscy
będą mogli ją zobaczyć – wyjaśniła, chociaż Gelu doskonale to wiedział, elfy od
tygodni nie rozmawiały o niczym innym.
– A może księżniczka nie chce, by wszyscy na nią
patrzyli – mruknął pod nosem, zbyt dobrze znając to nieprzyjemne uczucie.
Gdziekolwiek nie poszedł, wszyscy odwracali głowy, by mu się lepiej przyjrzeć,
wszyscy doskonale wiedzieli, kim był, synem Szalonej Rossetii.
– Co ty mówisz, synku? To tradycja w rodzinie
królewskiej. Księżniczka wraz z rodzicami przez kilka miesięcy będzie
podróżować po Ilathis, by wszyscy mieszkańcy naszej ojczyzny mogli zobaczyć
swoją przyszłą królową. Na pewno wyrosła na piękną, młodą kobietę – zadumała. –
Chodź, synku – dodała niemal błagalnym głosem. – Od kilku dni nie wychodziłeś z
domu, dobrze ci to zrobi.
Gelu uległ namowom matki, jednak zrobił to bardzo
niechętnie. Ani trochę nie obchodziła go księżniczka i osiągnięta przez nią
pełnoletniość. Miał tylko nadzieję, że elfy będą zajęte podziwianiem urody
córki Faldorna lub jej brakiem i tym razem nikt nie zwróci na nich większej
uwagi. Proszę, Ylthin, chociaż
przez jeden dzień chciałbym poczuć się jak zwykły elf. Chociaż jeden dzień…, pomodlił się w duchu, żałując, że w nocy nie
zakradł się do ołtarza bogini, by tam złożyć jej odpowiednią cześć.
~ * ~
Przy drodze, którą wyznaczono na pochód dla rodziny
królewskiej zebrali się już niemal wszyscy okoliczni mieszkańcy. Każdy elf
założył swój najlepszy strój, a włosy ozdobił różnokolorowymi, świeżymi kwiatami
lub drobnymi, mieniącymi się w słońcu klejnotami. Wszystkim dopisywał radosny
nastrój, a uśmiechy nie znikały z twarzy. I chociaż raz Gelu pragnął być
częścią tej społeczności, nie kimś wiecznie odtrącanym na bok. Ale w głębi
serca wiedział, że to tylko dziecięce, nierealne marzenia.
W pierwszym odruchu Gelu miał ochotę wdrapać się na
jedno z ogromnych drzew, które rosły przy drodze. Stamtąd doskonale widziałby
wszystko, co działo się w dole, a sam nie zostałby przez nikogo zauważony.
Szybko jednak wyrzucił ten pomysł z głowy. Wątpił, by matka zdołała do niego
dołączyć, a skoro już się zgodził z nią przyjść, to mogli ten czas spędzić
razem. Chociaż raz być normalną rodziną…
– Chciałbym kiedyś zbudować dom na drzewie i tam
zamieszkać – szepnął Gelu rozmarzonym głosem, obserwując poruszane przez lekki
powiew wiatru zielone liście.
– Synku, drzewa to domy zwierząt – wyjaśniła matka
takim tonem, jakby zwracała się do małego dziecka, które dopiero poznaje świat.
– Ale dawno, dawno temu, zanim ludzie zmusili nas do
odejścia na zachód, mieszkaliśmy na drzewach – upierał się przy swoim. –
Podobno były tak olbrzymie, że nawet mieściły się na nich pałace. Mistrz Täsartir
mówił też… – Gelu urwał gwałtownie, żałując, że w porę nie ugryzł się w język.
Kątem oka zerknął na matkę i ani trochę się nie
zdziwił, gdy dostrzegł malujący się na jej twarzy grymas złości. Tak bardzo
chciał powiedzieć coś miłego, by podtrzymać dobrą atmosferę, lecz jak zawsze
nie wyszło. Od dawna starał się nie wspominać o Mistrzu Täsartirze, mimo że
regularnie odwiedzał elfa i dużo z nim rozmawiał. Gelu nie potrafił zrozumieć,
dlaczego kobieta tak bardzo nie lubiła uczonego, podczas gdy jej syn uważał go
za swojego przyjaciela, jedyną osobę, która starała się go zrozumieć i nie
pogardzała z powodu wyglądu i pochodzenia.
– Znów byłeś w Akademii? – zapytała.
Gelu jedynie skinął głową, nie wiedząc, co miałby
powiedzieć. Wszelkie dyskusje na temat Mistrza Täsartira oraz samej Akademii
zawsze kończyły się tak samo. Matka trzymała się swojego zdania, jakby tylko
ono było słuszne. Nie próbowała nawet w najmniejszym stopniu zrozumieć syna.
– Ile razy mam ci mówić, synku, że to nie jest
odpowiednie towarzystwo dla ciebie? Tylko przeszkadzasz uczonym w ich pracy –
zaczęła swoją standardową wypowiedź, podczas gdy Gelu tylko stał i mocno
zaciskał pięści, by opanować złość i nie powiedzieć niczego nieprzyjemnego. –
Powinieneś bawić się z dziećmi w twoim wieku, póki jeszcze nie masz żadnych
obowiązków.
– Wyrosłem już z zabaw – skłamał Gelu, mimo że czuł się
bardzo źle, specjalnie tając prawdę przed matką. Z przyjemnością spędzałby czas
ze rówieśnikami, jednak oni tego nie chcieli.
– Synku… – zaczęła Rossetii, lecz przerwało jej głośne
wołanie jednego z najmłodszych dzieci, które rączką wskazywało między drzewa,
gdzie w oddali było już widać orszak. Gelu odetchnął z ulgą, gdy rozmowa nie
została dokończona, wiedział bowiem, że później matka nie nawiąże już do tego
tematu.
Widząc zbliżającą się rodzinę królewską, elfy, które
przyniosły ze sobą instrumenty, zaczęły grać. Delikatne dźwięki harf, fletów i
dzwonków idealnie komponowały się z szumem liści. Była to radosna muzyka, która
w połączeniu z odgłosami przyrody docierała do głębi serca, sprawiając, że
wszystkie smutki znikały, a zastępowała je radość. Tak wielka, że pragnęło się
być częścią tej melodii, wnieść w nią własne szczęście.
Po chwili ci, którzy nie grali, zaczęli śpiewać. Nawet
Gelu dołączył do melodyjnych głosów, czując, że po raz pierwszy w życiu był w
pełni częścią społeczności elfów. W jego sercu także zakwitła radość
spowodowana muzyką. Pragnął, by ten moment trwał jak najdłużej, bo nie chciał
wracać do szarej rzeczywistości.
Niebawem królewski orszak wyłonił się spomiędzy drzew,
a pieśń przybrała na sile, chociaż Gelu nie sądził, by było to możliwe. Radość
była olbrzymia, wręcz czuło się ją w powietrzu. Co więcej, skierowano ją dla
jednej osoby.
Tego dnia to pieśń najbardziej zachwyciła Gelu,
księżniczkę zaszczycił tylko jednym, przelotnym spojrzeniem. I mocno się
rozczarował. Jechała na śnieżnobiałym jeleniu zaraz obok Faldorna, który o
wiele bardziej zaintrygował młodego elfa. Laventel wyglądała jak zwyczajna
młoda kobieta, nie wyróżniała się niczym szczególnym poza srebrnym diademem
oraz suknią zdobioną nie tylko białymi kwiatami, ale także mnóstwem maleńkich,
połyskujących w promieniach słońca kryształków. Mimo że elfka cały czas
serdecznie się uśmiechała w stronę śpiewających, Gelu wyraźnie dostrzegł w jej
oczach dumę. Ona cieszyła się, że wszyscy na nią patrzą i podziwiają!
Gdy orszak zniknął w oddali, pieśń i muzyka gwałtownie
ucichły, jedynie drzewa wygrywały nadal swoje melodie. Gelu czuł jednak, że
nadal nosi w sercu tę radość. Jedno spojrzenie na matkę utwierdziło go w
przekonaniu, że i ona czuła podobnie. Nie wiedział, jak długo będzie to trwało,
dlatego miał zamiar wykorzystać każdą minutę czy godzinę, nie wspomniawszy
więcej o Akademii. Nie spodziewał się, że ona rozpocznie ten temat, gdy wraz z
pozostałymi elfami powoli zaczęli rozchodzić się do domów.
– Nie sądziłam, że tak szybko dorośniesz, synku. Minie
jeszcze sto pięćdziesiąt lat, zanim osiągniesz pełnoletniość, ale skoro nie
chcesz już bawić się z rówieśnikami, to nie mogę cię do tego zmuszać.
– Będę mógł szybciej zostać uczonym? – zapytał z
nadzieją Gelu.
Oczy błyszczały mu z podniecenia, gdy wyczekująco
patrzył na matkę. Było to jego największe marzenie i nigdy nie miał zamiaru
rezygnować, szczególnie że Mistrz Täsartir powiedział, że świetnie się do tego
nadawał, uważając Gelu za wyjątkowo ambitnego i głodnego wiedzy młodego elfa.
Co więcej, status uczonego dałby mu dostęp do wszystkich ksiąg trzymanych w
bibliotece Akademii od tysiącleci. A wśród nich na pewno kryły się odpowiedzi
dotyczące znaków, jakimi naznaczyła go matka. Znalazłby je i udowodnił, że Rossetii
wcale nie oszalała, a rzeczywiście objawiła jej się Ylthin.
– Synku, przecież wiesz, że nowicjusze w Akademii muszą
być pełnoletni. Od tej reguły nie ma żadnych wyjątków – powiedziała. Niemal
cała radość uleciała z Gelu, pozostawiając rozczarowanie. – Myślałam o leśnej
straży, oni uczą wszystkie elfy, bez względu na wiek. Mógłbyś zostać wspaniałym
wojownikiem jak twój dziadek. Co ty na to, syneczku?
Młody elf zastanowił się nad tym przez chwilę. W lepsze
dni Rossetii czasem opowiadała mu o swoim ojcu, który kilkanaście tysięcy lat
temu walczył na wojnie z ludźmi próbującymi odciąć Ilathis od Eámanë. Gelu
zawsze podziwiał dziadka, ale nigdy nie myślał o tym, by iść w jego ślady,
nawet teraz. Uznał jednak, że może to być dobry sposób na spędzenie kolejnych stu
pięćdziesięciu lat, szczególnie że matka wyraziła zgodę. Co więcej, w
społeczności elfów nadal traktowany był jak dziecko, w każdej chwili mógł
zrezygnować z leśnej straży, stwierdzając, że to nie droga dla niego. Mógłby to
samo zrobić po osiągnięciu pełnoletniości, oficjalnie decydując się na
wstąpienie do Akademii.
– Chcę wstąpić do leśnej straży – powiedział,
uśmiechając się wesoło.
~ * ~
* tej gwiazdki nie ma w tekście, chciałam
jednak napisać tutaj kilka słów wyjaśniania, by nie było niepotrzebnych nieporozumień,
szczególnie że w treści opowiadania wyjaśnienia pojawią się dużo później, a
wplecenie ich w narrację Gelu byłoby bez sensu. Chodzi mi o osiąganą przez elfy
w wieku dwustu lat pełnoletniość. W moim wyobrażeniu tej rasy elfy dorastają
dużo wolniej i okres, który u nas trwa osiemnaście lat, u nich rozłożony został
na dwieście. Dlatego też pięćdziesięcioletni Gelu to nadal mały chłopiec.
Muszę obowiązkowo spisywać
wszystkie nazwy lub nanosić na baaaardzo prowizoryczną mapę, którą kiedyś
narysowałam, o ile jej nie wyrzuciłam, bo okazało się, że państwo graniczące od
północy z Armandarem ma dwie nazwy. Mam nadzieję, że ta druga nikomu nie
utkwiła w pamięci, bo ostatecznie wybrałam pierwszą, gdyż bardziej mi się
podoba.
Ostatnio miałam też duży przypływ
weny chęci do pisania. Nie wiem, czy to przez ponowne oglądanie Dragon Balla, układanie
puzzli (w sobotę powinny przyjść puzzle 9000 i zapewnić mi dużo rozrywki), czy
świadomość tego, że nie mam żadnego okresu pełnego zaliczeń ani sesji. W każdym
razie napisałam już wszystkie rozdziały zaliczające się do pierwszej sagi.
Oczywiście, zamiast planowanych w ostatnim czasie osiemnastu, zrobiło się
dziewiętnaście.
No coz, moze i elfy inaczej patrzą na zycie niz ludzie, ale wydaje mi się, ze nie ma nic złego w tym, ze Gelu uwaza, ze czarownica złe plstępuje. Ja tez tak uwazam. Dzieki temu przedłuża sobie zycie, a faltycznie nie wiadomo, ile zabiera czasu ludziom na przykład... I w ogole jaka magia dysponuje, skoro potrafi zabrać ilosc lat komuś innemu? Z drugiej strony nie wiem, czy Gelu znalazłby lepszą drogę, aby dostac się do miasta. Uwazam, ze wejście tam mozna porównać do wejścia do paszczy smoka, ale chyba nic ich nie powstrzyma. Bardzo podobały mi sie fragmenty z przeszłości elfa. Długo śa dziecmi, ale to całkiem fajne. Nie spodziewałam się, ze młody Gelu mogl byc wyrzutkiem z powodu swoich znaków. Ciekawe, kim był jego ojcie.c no i dlaczego Gelu twierdzi, ze matka się ni, nie interesuje, odniosłam wrażenie, ze wręcz przeciwnie... Fascynujące. Naprawdę mnie zainteresowałaś. Ciesze się, ze pierwszą księgę juz napisałas xD Jeśli chodzi o błędy, zauważyłam dwa braki przecinków w zdaniach złożonych oraz we fragmencie opisującym wpinanie ozdób we włosy zle uzycie czasownika.
OdpowiedzUsuńMagia Fan Ling jest bardzo specyficzna i każdy czarodziej czy wiedźma nie jest w stanie się tego nauczyć. W każdym razie planuję, by kobieta jeszcze pojawiła się w opowiadaniu, jednak bliżej końca, możliwe, że wtedy pojawi się więcej wyjaśnień odnośnie jej umiejętności.
UsuńOjciec Gelu to osobny wątek, dlatego ta sprawa będzie jeszcze wielokrotnie poruszana w przyszłości. W tym fragmencie nie było już miejsca, aby cokolwiek na ten temat napisać. Natomiast w przypadku matki rzeczywiście można było odnieść wrażenie przeciwne niż to Gelu. Ale w kolejnej retrospekcji powinno nieco w tym temacie się wyjaśnić.
Dobrze, że wyjaśniłaś tę kwestie z latami, bo troszkę się pogubiłam, czytając wspomnienie Gela i to jak matka się do nie zwracała. Trochę tak to dziwne, że elf mający pięćdziesiąt lat to dla niego młody wiek, gdzie ludzie dobiegając do "pół metka" swojego życia :)
OdpowiedzUsuńAle mimo to, każdy przeżyty rok dla każdego jest cenne, więc propozycja Wiedźmy była dość zaskakująca. I to aż dziw, że elf się zgodził się oddać te dwadzieścia lat, bo na to wychodzi, że jednak obietnica, jaką złożył Mirandzie jest dla niego rzeczą świętą. A to że jej obiecał także pozostawia kwestię zapytania, dlaczego to zrobił. I myślę że tu może chodzić o wątek związany z jego znakami i to, że jest Wybrańcem, choć sam Gelu nie wierzy, że istnieje coś takiego jak "przeznaczenie".
A pierwszy spotkanie jego i Laventel dość normalne, aż ciekawi mnie w jaki sposób ze sobą zaczęli rozmawiać ;) Pewnie rozwiniesz moje wątpliwości w kolejnych rozdziałach :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział :*
Gelu zgodził się uczestniczyć w "akcji ratunkowej" Rolanda, ponieważ kiedy składał tę obietnicę Mirandzie, sądził, że łączyły ją z narzeczonym takie stosunki jak jego z Laventel. Dopiero potem okazało się, że prawda była całkiem inna i gdyby dane słowo nie byłoby dla niego tak ważne, to złamałby je i bezpiecznie wyprowadził Mirandę z Armandaru, nie pchając się w kolejne niebezpieczeństwa.
UsuńPrawdę powiedziawszy, Gelu już stracił wiarę w przeznaczenie, ale to lepiej wyjaśnią kolejne retrospekcje. A zanim po raz kolejny spotka Laventel, jeszcze kilka fragmentów z dzieciństwa.
Nigdy nie wiem, czego mam się spodziewać w twoim opowiadaniu, ale jeszcze nigdy się nie zawiodłam :D .piszesz świetnie ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńEch... 200 lat dzieciństwa <3 Chciałabym tak, bo 18 to zdecydowanie za mało. Ale w takim razie Gelu był o 150 lat młodszy od kobiety, w której się zakochał? Oo, ile to wychodzi tak w przeliczeniu na ludzkie?
OdpowiedzUsuńCena 20 lat z życia elfa nie wydaje się duża, jakby patrzeć na to, ile on żyje, ale jakby tak patrzeć inaczej, w sensie ile w ciągu tych 20 lat mógłby jeszcze odkryć, to trochę szkoda oddawać ten czas i podziwiam go, że się zdecydował, tylko po to, by pomóc dostać się Mirandzie do Kavio. Słabo ją zna, a oddał 20 lat... Nie sądziłam, że stać go na aż takie poświęcenie. :)
W ogóle podobała mi się ta retrospekcja Gelu. :) Lubię takie wspomnienia w opowiadaniach.
Też z chęcią przedłużyłabym dzieciństwo, ale to bardzo wczesne, kiedy jeszcze chodziło się do przedszkola i życie było piękne, wesołe i pozbawione obowiązków.
UsuńGdyby przyrównać to 200 lat do 18, to wyszłoby, że dzieli ich około 13, 14 lat. Ale to niezbyt wiarygodne, biorąc pod uwagę, że elfy mogą dożyć 10000. W porównaniu do tej liczby 150 to już niewiele.
Poświęcenie Gelu wynikało głównie z tego, że wcześniej złożył Mirandzie obietnicę, a dotrzymanie danego słowa jest dla niego niezwykle istotne. Gdyby chodziło o samo poświęcenie, prawdopodobnie, by odmówił i w ogóle nie wybrał się do Kavio, uważając to przedsięwzięcie za zbyt niebezpieczne.
No, przyznam, że Gelu mocno się poświęcił, aby mogli z Mirandą wejść do miasta. 20 lat to dla elfa niby nic wielkiego, a jednak nie wiadomo, ile mu jeszcze w ogóle pozostało.
OdpowiedzUsuńCiekawie się czytało to wspomnienie. Świat elfów zostawia wiele pola do popisów ;) Bawiło mnie, gdy matka mówiła do pięćdziesięcioletniego Gelu 'synku' :P Ale rozumiem różnicę lat pomiędzy elfami a ludźmi.
Plus za to, że ujrzawszy swoją przyszłą ukochaną(?), nie zapłonął do niej dziecięcym uczuciem, tylko elfka wydała mu się wręcz zwyczajna. Jestem ciekawa, w jaki sposób ich ścieżki znów się złączą ;)
Rzeczywiście mogłoby się okazać, że Gelu nie pozostało wiele lat życia i oddaniem tej dwudziestki skazał się na bardzo szybką śmierć. Postanowił jednak zaryzykować i optymistycznie nie brać pod uwagę tak czarnych scenariuszy.
UsuńDla mnie byłoby dziwne, gdyby Gelu w taki dziecięcy sposób zakochał się w Laventhel. Nie dość, że później wyszedłby z tego wątek niczym z jakiegoś marnego romansidła, to nie pasowałoby to do Gelu, dla którego w tym wieku uroda elfek nie ma żadnego znaczenia.
Przepraszam za takie opóźnienie z pojawieniem się. Jakoś ciągle ubogo u mnie jeśli chodzi o czas. Niemniej jednak w końcu się zjawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam na raz oba ostatnie rozdziały. No i w sumie cieszę się z tego powodu, bo przynajmniej miałam kontynuację rozmowy Gelu z wiedźmą na wyciągnięcie ręki. Nie spodziewałam się, że ceną za jej pomoc może być życie. Swoją drogą ani trochę nie zdziwiła mnie reakcja elfa na takie stwierdzenie. Zastanawia mnie tylko, czy naprawdę warto mu było oddawać te 20 lat swojego życia wiedźmie (tak, tak - zastanawia mnie ile w takim wypadku mu pozostało). Mam nadzieję, że tak, bo w innym przypadku zmarnowałby naprawdę kupę życia.
Zaintrygowałaś mnie tymi całymi opowieściami wiedźmy o magach, Krwawym lotosie i ogólnie całej tej sytuacji. Nie ma co, ale ta historia również dzięki temu coraz bardziej rozkwita i nabiera wielu barwnych szczegółów. Ja jednak obecnie oczekuję na przebudzenie Mirandy i jej długo wyczekiwane zjawienie się w mieście. Mam wrażenie, że niedługo rozpieścisz mnie jakąś akcją. W sumie mam taką nadzieję.
To tak - czekam na ciąg dalszy! Życzę ogromnych pokładów weny i gratuluję naprawdę dobrych tekstów. Oba rozdziały czytało mi się przyjemnie i podobało mi się, że miałam do dyspozycji większą partię tekstu na raz. Pozdrawiam! :)
Żal mi Gela po tych wspomnieniach. To musiało być dla niego piekielnie trudne, czuć się osamotnionym i opuszczonym przez rówieśników. W dodatku ta matka... nie wygląda na złą, jest ciągle przy nim, ale chyba nie daje tego, czego Gelu potrzebuje. Czuć tu jakiś chłód i chyba nie są ze sobą zbyt blisko. Mam wrażenie, że Gelu od najmłodszych lat czuł się sam i to późniejsze odizolowanie od swojego rodu nie było w jego życiu zbyt wielką zmianą czy nowością. Sam fakt, że wolał skłamać, niż przyznać, że brakuje mu towarzystwa świadczy o tym, że wstydzi się swojej pozycji w społeczeństwie. Bo chyba była niska, skoro nikt nie chciał się z nim bawić.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to rozwinięcie wątku zabierania życia. Nie wiedziałam, co o tym wcześniej myśleć, a teraz widzę, że niezła cwaniara z tej wiedźmy. Znalazła naprawdę niezły sposób na przedłużanie własnego życia. A że kosztem innych... cóż, każdy patrzy na siebie i na swoje korzyści, także chyba jej się nie dziwię. Ale zaskoczyło mnie, że Gelu zgodził się oddać 20 lat! I zastanawiam się czemu. Co takiego jest w królowej, że Gelu tak ryzykuje? Przecież Miranda nie odznacza się niczym szczególnym. Jest na razie raczej taka bezbarwna. A on potrzebował zaledwie chwili by podjąć decyzję...
Pozdrawiam! ;**