Wczesnym rankiem, zgodnie
z planem pod dom Harolda podjechał syn jego przyjaciela – Jimmy. Był to młody,
drobny, niezbyt wysoki chłopak, dlatego Gelu trochę się zdziwił, że podróżował
samotnie. Obecnie na drogach łatwo można było natknąć się na bandytów czy
zdesperowanych wieśniaków gotowych okraść niewinnych, byleby samemu przeżyć. A
młodzieniec nie odstraszał wyglądem, przez co sprawiał wrażenie jeszcze
łatwiejszej ofiary.
Harold zapewnił elfa, że
na chłopaku można polegać, gdyż już kilka razy jeździł do Neklon i z powrotem i
ani razu nie przytrafiło mu się na drodze nic złego. Podobno w pobliżu Kavio
drogi były o wiele bezpieczniejsze, gdyż częściej natrafiało się na nich na
żołnierzy przynoszących rozkazy z Cesarstwa Kuyo do Archibalda. Dodatkowo Jimmy
znał podstawy walki mieczem i w razie potrzeby potrafił się bronić. Gdyby nie
kontuzja lewej ręki, prawdopodobnie już dawno wcielono by go do armii Harukyu i
odesłano z Armandaru.
Gelu i Miranda położyli
się między workami marchwi i ziemniaków, które następnie przykryto plandeką.
Wóz nie był duży, co więcej nie przewidziano wiele miejsca dla dwójki pasażerów
na gapę. O ile dla niewysokiej i drobnej kobiety znalazło się trochę wolnej
przestrzeni, by mogła się wygodnie ulokować (Harold specjalnie się o to
zatroszczył w miarę swoich możliwości), o tyle elf zmuszony był leżeć w dziwnej
pozycji z mocno podkurczonymi nogami.
Instynkt samotnego
wędrowca, który nabył przez ostatnie pięćset lat, oraz wcześniejsze szkolenie w
królestwie elfów głośno zaprotestowały. Gdyby ich zaatakowano, straciłby kilka
cennych sekund na wygrzebanie się spomiędzy worków, a kolejne na wyjęcie broni.
Starał się uspokoić, powtarzać, że robi to po to, by uniknąć walki, że wszystko
zostało starannie zaplanowane przez Harolda w trosce o bezpieczeństwo Mirandy.
Nie potrafił jednak w pełni pozbyć się wszystkich obaw.
Podróż ulicami miasta nie
należała do przyjemnych. Kuc, który ciągnął wóz, poruszał się wolno, a pod
plandeką robiło się coraz goręcej. Co więcej, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń,
powinni leżeć nieruchomo. Dla elfa nie stanowiło to najmniejszego problemu,
mimo że drażnił go jeden z worków boleśnie naciskający na prawy bok. Problem
stanowiła Miranda, która już po kilku minutach zdrętwiała i próbowała lekko
poruszać rękami i nogami, chcąc zmienić pozycję na wygodniejszą.
Gelu liczył na to, że z
natury ślepi i nie zwracający uwagi na rzeczy normalne w ich codziennym
otoczeniu ludzie, nie dostrzegą drgnięcia plandeki, gdyby kobieta zrobiła jakiś
gwałtowniejszy ruch. Trochę żałował, że dzisiejszego dnia nie wiał wiatr, wtedy
łatwiej byłoby wyjaśnić ewentualną wpadkę.
Nagle wóz zatrzymał się. Znacznie wcześniej niż powinien,
przemknęło przez myśl Gelu. Zacisnął mocno dłoń na rękojeści sztyletu,
spodziewając się najgorszego. Po chwili usłyszał, jak Jimmy wita się z kimś
oraz oznajmia, że wybiera się do Neklon i wróci za kilka dni. Następnie wóz
znów ruszył, a mężczyzna odetchnął z ulgą. W przeciwieństwie do Mirandy, która
nie potrafiła się uspokoić. Oddychała szybko i gwałtownie. I głośno, pomyślał, gdyż zmysł słuchu u elfów był znacznie bardziej
rozwinięty niż u ludzi.
Przez kilka minut Gelu
starał się to ignorować, nasłuchując, co działo się na zewnątrz. Wtedy
zobaczył, że Miranda zaczęła lekko drżeć. W pierwszej chwili chciał przekląć swój
parszywy los, który postawił na jego drodze tę tchórzliwą, głupią, ludzką
królową. Jednak gdy złość minęła, trochę ją zrozumiał.
Sam także się obawiał, że
coś pójdzie nie tak. Zdaniem elfa plan Harolda zbyt mocno opierał się na
szczęściu. Wystarczyłoby, aby z jakiegoś powodu bramy strzegli inni strażnicy,
którzy nie znaliby Jimmy’ego i nie przepuścili go bez dokładnej inspekcji wozu.
Co więcej, nawet jego znajomy mógłby tak po prostu, dla czystego sumienia
zajrzeć pod plandekę i znaleźć dwóch obcych. Prawdopodobnie chciałby ich
dokładnie przesłuchać, więc musiałby ich zabić. A potem zostaliby zmuszeni do
szybkiej i natychmiastowej ucieczki bez oglądania się za siebie. I to Harold,
jego przyjaciel oraz syn zapłaciliby za to życiem.
Gelu szybko wygonił ponure
myśli z głowy. Nic złego jeszcze się nie stało, więc lepiej nie kusić losu, jak
mawiała jego matka. Często dodawała jeszcze, że Kaitou lubiła kapryśnie
spełniać te niechciane życzenia. Starał się wierzyć, że Harold dokładnie to
zaplanował i wszystko się uda. A ewentualne potknięcia w żaden sposób nie
zaszkodzą Mirandzie.
– Wszystko będzie dobrze –
szepnął Gelu. Starał się mówić pewnym i kojącym głosem, mimo że sam nie
potrafił w pełni uwierzyć we własne słowa.
Miranda otwierała usta, by
prawdopodobnie coś powiedzieć, jednak elf szybko przyłożył jej palec do warg,
by zamilkła. Wolał nie ryzykować, nie wiedząc, czy kobieta byłaby w stanie
zapanować nad głosem, by nieświadomie nie odezwać się za głośno.
– Zbliżamy się do bramy –
dodał tak cicho, że nie wiedział, czy Miranda go zrozumiała.
Po chwili wóz się
zatrzymał. Z dochodzących z zewnątrz dźwięków Gelu zorientował się, że Jimmy
zsiadł z kozła, co bardzo nie spodobało się elfowi, który liczył na szybkie
wydostanie się za bramy Dumanu. Po chwili do młodzieńca ktoś podszedł,
prawdopodobnie strażnik, bo nosił ciężkie buty, głośno stukające o bruk.
– Spodziewałem się ciebie
najwcześniej za dwa dni, Jimmy – zawołał wesoło na przywitanie strażnik.
– Ojciec nalegał na
wcześniejszy wyjazd. Niepokoi się pogodą – odpowiedział młodzieniec. Gelu
wychwycił w jego głosie niepewność i zdenerwowanie. Przeklął w duchu, mając
nadzieję, że po twarzy Jimmy’ego nie widać, iż coś ukrywał.
– Coś cię gryzie? –
zagadnął strażnik
Elf miał ochotę udusić
młodzieńca. Najwyraźniej bez problemów
przestało obowiązywać w jego dotąd ostrożnym i w miarę spokojnym życiu.
Dostrzegł, że Miranda drgnęła, dlatego uspokajająco położył jej dłoń na
ramieniu. Jeśli coś ma się zdarzyć, to
niech się w końcu wydarzy, pomyślał, gdyż oczekiwanie było najgorsze.
– Mam już tego dość, Will
– odpowiedział z goryczą Jimmy. – Mojego parszywego życia – dodał po chwili. –
Nic innego nie robię tylko jeżdżę do Neklon lub Palis i z powrotem. Wolałbym
już zostać wcielony do armii cesarza i wyrwać się z tej dziury.
– Tak tylko mówisz. Wiesz
przecież, że gdy wyjedziesz, już nie wrócisz. No, chyba że jako kaleka –
szepnął Will, prawdopodobnie bojąc się, że ktoś inny mógłby go usłyszeć. – Gdy
wrócisz, urządzimy sobie wieczór popijawy w gospodzie.
– Ta… Może… – mruknął Jimmy,
jakby nie do końca podobał mu się ten pomysł.
– Uważaj na siebie.
– Dziesiątki razy
jeździłem tą trasą. Nawet bym się ucieszył z jakiejś rozrywki – powiedział młodzieniec,
a humor wyraźnie mu się poprawił.
– Ciii – uciszył go szybko
Will. – Nie słyszałeś, co stało się z tą wsią niedaleko stąd?
– Spłonęła – odpowiedział
obojętnie Jimmy. – Co mi do tego? Jakiś podejrzany typek się tam przypałętał i
uznali go za szpiega?
Miranda otworzyła szeroko
oczy. Po chwili pojawiły się w nich łzy. Starała się mrugać, ale wiele to nie
pomogło. Gelu ją rozumiał, w końcu jako królowa była odpowiedzialna za kraj i
ludzi w nim mieszkających. Zarazem też obawiał się, że przez swój żal mogła ich
zdradzić. Mocno zagryzła wargę, lecz elf był pewien, że długo tak nie wytrzyma
i w końcu jęknie lub zaszlocha.
– Wszystkich ludzi zabito
– powiedział Will, a Gelu mimowolnie wrócił pamięcią do starca spotkanego nad
rzeką. Czy i on podzielił ich los? A może zmarł z zimna w nocy i to
zaoszczędziło mu dodatkowego bólu? – To nie był szpieg, bo czegóż miałby szukać
w takim miejscu. Szpiega najszybciej spotkasz w Kavio i to przyczajonego blisko
księcia. Nie powinienem tego mówić, ale wczoraj przez przypadek coś usłyszałem
– zamilkł na chwilę. Elf oczami wyobraźni widział, jak w typowy dla ludzi
sposób rozgląda się wokół, chcąc sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje, zwracając
przy tym na siebie jeszcze większą uwagę. – Dowódca mówił, że ukrywał się tam
ktoś niebezpieczny. Ktoś, kto ponoć włada magią… Nie złapali go, więc może
czaić się wszędzie.
– Dzięki za ostrzeżenie, Will,
ale nie sądzę, by ktoś taki miał zaatakować wóz z warzywami. O ile to prawda z
tą magią. Jak dla mnie to ta cała sprawa z magami to jedna wielka bzdura. Nie
wierzę, by rzeczywiście odgrodzili się od świata i zbudowali fortecę wysoko w
górach na dalekiej północy. Ale będę uważał, czy kule ognia nie lecą w moją
stronę – zakpił, po czym się roześmiał.
– Nie o to chodzi – przerwał
mu strażnik, któremu nie udzielił się dobry humor Jimmy’ego, jak wywnioskował
Gelu z jego tonu głosu. Gdyby miał zgadywać, powiedziałby, że Will bał się o
młodzieńca. – Co zrobisz, gdy ktoś poprosi cię o podwiezienie? – zapytał po
chwili.
– Zgodzę się, jeśli
zapłaci – odparł obojętnie młodzieniec. – Zawsze tak robię.
– No właśnie. Złóżmy, że
spotkasz tego maga, on zapłaci ci złotem, ty pozwolisz mu jechać na wozie, a
potem napotkasz żołnierzy. Tym razem nie posłuchają twoich wyjaśnień. Zabiją
cię, rozumiesz? Błagam cię, tym razem bądź wyjątkowo ostrożny – nie dawał za
wygraną Will.
– Zrzędzisz jak mój ojciec
– prychnął ze złością Jimmy. – Ale jeśli ma cię to pocieszyć, to obiecuję, że
nikogo nie podwiozę.
– Niech Renos ci sprzyja –
powiedział Will.
– Już to się stało –
szepnął młodzieniec tak cicho, że tylko Gelu zdołał to usłyszeć.
Po chwili wóz ruszył.
Miranda odetchnęła z ulgą, gdy bez problemów opuścili Duman. Gelu jednak tak
nie potrafił. Niepokoiła go podsłuchana przed chwilą rozmowa, a szczególnie ta
tajemnicza osoba, która była przyczyną tragedii wieśniaków.
~ * ~
Miranda siedziała na
brzegu wozu. Na kolanach trzymała miecz, który przed wyjazdem z Dumanu dostała
od Harolda. Przyjaciel elfa wykuł go osobiście za czasów swojej młodości i, jak
zdążyła się zorientować kobieta, nigdy go nie używał. Ostrze wyglądało, jakby
dopiero niedawno wyszło spod kowalskiego młota. W promieniach słońca błyszczało
srebrem, z wyjątkiem zbrocza, które połyskiwało błękitem. Rękojeść broni
ozdobiono wizerunkiem ryby, a przy nasadzie wtopiono trzy niebieskie kamienie.
Królowa nie znała się na klejnotach, dlatego nie potrafiła ocenić, czy były
cenne, czy jedynie miały sprawiać takie wrażenie.
Miranda od razu
zorientowała się, że miecz wykuto na czyjeś zamówienie. Za bardzo różnił się od
broni, jakie nosili lordowie na zamku. A żaden z nich nie pogardziłby czymś tak
pięknie i starannie wykonanym. Już chciała zapytać Gelu, czy wiedział coś na
ten temat, ale się powstrzymała. Przypomniała sobie, jak spojrzał na nią, gdy
Harold z niskim ukłonem wręczał jej miecz. Jakby elf chciał dać jej do
zrozumienia, że nie zasłużyła na ten oręż.
Zamknęła oczy, przez
chwilę oddychała głęboko, by się uspokoić. Gelu mógł sobie myśleć, co tylko
chciał. Udowodni mu, że jest godna tego miecza oraz tytułu rycerza, mimo że
oficjalnie nie miała do niego prawa. Wtedy mina mu zrzednie i to ona będzie
śmiała się ostatnia. Najpierw jednak należało zająć się ważniejszymi sprawami.
Nagle wóz podskoczył
gwałtownie na jakimś kamieniu. Jeden z worków dość mocno uderzył Mirandę w
ramię. Ziemniaki wysypały się i pospadały na drogę, a wraz z nimi miecz, który
wypadł kobiecie z rąk.
– Au – jęknęła z bólu.
Po chwili wóz zatrzymał
się gwałtownie. Miranda prawdopodobnie spadłaby i dołączyła do miecza i
ziemniaków leżących na drodze, gdyby Gelu nie przytrzymał jej w pasie.
Zarumieniła się z zażenowania, gdyż znów coś by się jej stało, gdyby nie pomoc
elfa. A jeszcze chwilę temu obiecała sobie, że udowodni mu swoją wartość.
– Dziękuję – szepnęła,
wyrywając się z uścisku mężczyzny i zeskakując na drogę.
Jimmy już stał przy wozie
i dokładnie sprawdzał czy nic się nie zepsuło. Mamrotał coś pod nosem, jednak
Miranda nie była w stanie rozróżnić słów. Już chciała pobiec po miecz i pomóc
zbierać ziemniaki, lecz nagle stanęła jak sparaliżowana. Znajdowała się na tyle
blisko, że mogła dostrzec twarz Gelu, mimo że przez całą drogę ani razu nie
ściągnął kaptura. Elf cały czas spoglądał na młodzieńca, a w jego oczach
malowała się taka złość, że po karku kobiety przeszedł zimny dreszcz. Chciała
zapytać, co tak zezłościło mężczyznę, ale nie zdążyła.
– Na szczęście wóz jest
cały – powiedział z ulgą Jimmy. – Nic ci się nie stało, pani? Wyglądasz, jakbyś
ducha zobaczyła – zwrócił się uprzejmie do Mirandy.
– Wszystko w porządku –
odpowiedziała, siląc się na uśmiech. Całą siłą woli powstrzymywała się od
pomasowania obolałego ramienia. – Pomogę ci pozbierać ziemniaki –
zaproponowała, chcąc się czymś zająć, by nie patrzeć na Gelu. Wiedziała, że elf
nie kiwnie palcem i pozostanie przy wozie.
– Dziękuję, to bardzo miłe
z twojej strony, pani.
Miranda ani trochę się nie
pomyliła. Gdy ona i Jimmy zbierali porozrzucane na drodze ziemniaki, Gelu tylko
stał przy wozie z założonymi na piersi rękami. Z tej odległości nie potrafił
dostrzec skrytej w cieniu kaptura twarzy, była jednak pewna, że spoglądał
prosto na nich. Kto wie, czy nie tym przerażającym wzrokiem jak przed chwilą. Z
drugiej strony wolała tego nie wiedzieć.
Odwróciła głowę, by elf
nie pomyślał, że patrzyła na niego. Wróciła do zbierania, nie potrafiła się
jednak powstrzymać, by co jakiś czas nie zerkać w stronę Gelu. W tamtym
momencie wiele by dała, aby poznać jego myśli. W innych okolicznościach
prawdopodobnie zapytałaby o to wprost, lecz teraz moment na rozmowę nie był
odpowiedni.
– Z dziwnym towarzyszem
podróżujesz, pani – zagadnął Jimmy.
Słowa młodzieńca tak
zaskoczyły Mirandę, która znów zagapiła się na Gelu, że z rąk posypały się
podniesione wcześniej ziemniaki. Szybko wróciła do ponownego zbierania,
zastanawiając się, co powinna odpowiedzieć. Jimmy mógłby uznać ją za
niewychowaną, gdyby cały czas milczała i go ignorowała.
– Niewiele mówi, trzyma
się z boku i jeszcze ten wiecznie założony na głowie kaptur – kontynuował Jimmy,
najwyraźniej chcąc wyrazić własną opinię, mimo że Miranda nie była chętna do
rozmowy. – Ma coś nie tak z twarzą? – szepnął, chociaż zdaniem kobiety Gelu i
tak stał za daleko, by usłyszeć ich rozmowę.
– Można tak powiedzieć –
odpowiedziała Miranda, przywołując w myślach symbole Ylthin zdobiące twarz
elfa.
– Wcześniej powiedziałbym,
że kobieta mogłaby się tak zachowywać. Gdzie tu męska duma? – westchnął. Miranda
jedynie wykrzywiła usta w czymś, co miało przypominać uśmiech. Wolała nie
drążyć tematu i na poczekanie nie wymyślać kłamstw. – Powinnaś uważać na takich
ludzi, pani. Oni nie nadają się na ochroniarzy.
Miranda spojrzała w
ziemię, nie wiedząc, co miałaby odpowiedzieć. Normalnie stanęłaby po stronie
Gelu i gorliwie go broniła, próbując nakłonić Jimmy’ego do zmiany zdania.
Szczególnie że nie znał elfa i nie wiedział, co potrafi. Ona zresztą też, ale
wolała chwilowo o tym nie myśleć. Harold zapewnił ją, że to jeden z
najznakomitszych wojowników i mu wierzyła. Niestety w tym wypadku musiała
ugryźć się w język. Młodzieniec mógł sobie myśleć, co chciał, najważniejsze, że
jego niewiedza gwarantowała mu bezpieczeństwo.
– Dlaczego wybieracie się
do Kavio? – zapytał po dłuższej chwili Jimmy.
– Yyy… – zawahała się
Miranda, gdyż zakładała, że rozmowa z młodzieńcem się skończyła.
Po co ten głupi wóz natrafił na kamień?, pomyślała, zazdroszcząc Gelu, że trzymał się na
uboczu. Też powinna tak zrobić, by niepotrzebnie nie narażać Jimmy’ego na
niebezpieczeństwo. Jedno, chociażby z pozoru niewinne słowo powiedziane
niewłaściwej osobie i skażą go na śmierć jak mieszkańców tamtej wioski. I to
wszystko z rozkazu Archibalda, którego zawsze traktowała jako honorowego
rycerza, lojalnego doradcę, dobrego przyjaciela.
Nagle zamarła. Dlaczego
wcześniej o tym nie pomyślała? Przecież znała Archibalda od dziecka, doskonale
wiedziała, jaki to człowiek. Nie byłby zdolny do oddania Armandaru wrogiemu
imperium bez walki. Nigdy nie skazałby niewinnych na śmierć. W końcu składał
śluby rycerskie. Przysięgał chronić kraj, królową oraz mieszkańców,
przeciwstawiać się wszelkiej nieprawości i niesprawiedliwości. Nawet za cenę własnego życia…,
pomyślała, przypominając sobie jedno ze zdań ślubowania, jakie składał podczas
pasowania każdy kandydat na rycerza.
Oczywiste więc było, że za
tym, co wydarzyło się w Armandarze, stało coś innego. Ktoś inny musiał
podejmować decyzje, a Archibald był jedynie pionkiem tej osoby. Brutalnie
zmuszanym do posłuszeństwa, zapewne nieraz próbującym się przeciwstawić, ale
zawsze z jakiegoś powodu bez skutku. Tylko
dlaczego?, pomyślała Miranda usatysfakcjonowana swoją teorią. Jak ktoś mógł wpłynąć na tak wspaniałego
lorda i rycerza? Jakim potworem musiał być ten człowiek, by złamać jego wolę?
Oczami wyobraźni widziała
lorda Archibalda dzielnie stawiającego czoło tajemniczemu oprawcy. Z czasem
jednak uległ, co prawda nie wiedziała, z jakiego powodu, ale na pewno
niewyobrażalnie poważnego, który i ją samą przygniótłby swym ogromem.
Uznała, że gdy tylko
nadarzy się okazja, powie o wszystkim Gelu. On na pewno poprze jej teorię.
Potem obmyślą plan, jak uratować Rolanda oraz Archibalda, a następnie razem
zgromadzą sojuszników, pokonają cesarza Harukyu i przywrócą Armandarowi
niepodległość.
– Pani? – przywrócił ją do
rzeczywistości głos Jimmy’ego. – Jeżeli to tajemnica, nie musisz nic mówić, nie
będę naciskać.
Miranda przez chwilę nie
wiedziała, co młodzieniec miał na myśli. W połowie nadal przebywała w innym
świecie, wyobrażając sobie szlachetność Archibalda i jego próby uratowania
królestwa, a może i jej samej. Ktoś przecież zadbał o to, by tamtego dnia ją
ocalić. Więc dlaczegóżby nie on?
– Lepiej, abyś nie
wiedział – powiedziała w końcu Miranda. – Nie chcę narażać cię na niepotrzebne
nieprzyjemności. I tak już wiele dla nas robisz.
– To przyjemność, pani.
Jimmy wrzucił ostatnie
ziemniaki do worka i zawiązał go mocno, po czym umieścił na wozie. Miranda
podniosła z ziemi miecz, o którym całkiem zapomniała, pomagając w zbieraniu
warzyw i rozmyślając nad losem Archibalda. Otrzepała go z kurzu, postanawiając,
że później dokładniej wytrze rękojeść. Niedługo i tak zatrzymają się na
odpoczynek, uznała obserwując zbliżające się do horyzontu słońce.
~ * ~
Jestem trochę chora (przez
co całymi dniami oglądam seriale), ale postanowiłam rozdział dodać dzisiaj,
ponieważ jutro pewnie wróciłabym późno do domu i już by mi się nie chciało tego
robić. Niestety, na doktoracie tak już jest, że trzeba trochę na uczelni
posiedzieć i robić coś produktywnego. Pewnie dlatego też data publikacji
rozdziałów zmieni się z dotychczasowych poniedziałków na sobotę lub niedzielę.
Udało im się przejechać, a sądziłam, że jednak napotkają jakieś przeszkody. Uf, na szczęście nikt ich nie skontrolował. Lepiej nie myśleć, co by było, gdyby zostali odkryci na tym wozie. Kto stoi za tragedią, która spotkała tamtą wioskę? Jimmy faktycznie powinien uważać, chociaż może ma rację i raczej nikt nie pokusi się na napadnięcie na jego wóz, no ale nic nie jest pewne, więc powinien bacznie się rozglądać, hehe. ;d Królowa zbierająca z ziemi ziemniaki, kto by pomyślał, haha xd W ogóle to trochę chamskie ze strony Gelu, że im nie pomógł, tylko stał sobie i czekał. Jestem ciekawa, jak będzie przebiegać ich dalsza droga, bez zakłóceń, czy też jednak coś im przeszkodzi. :)
OdpowiedzUsuńGdyby ktoś ich odkrył, pewnie zrobiłoby się bardzo nieprzyjemnie. Miałam w głowie kilka takich scenariuszy, ale ostatecznie wolałam wypuścić ich z miasta bez przeszkód, by wprowadzić w życie inny pomysł.
UsuńTragedia wioski łączy się nieco z przeszłością Mirandy, dlatego w przyszłości zostanie wyjaśnione, co dokładnie stało się w wiosce i kto stał za tym wszystkim.
MImo że wbrew moim przypuszczeniom nikt nie przyłapał MIrandy i Gelu, a przynajmniej jeszcze nie, to i tak akcji trochę tutaj było. Może bardziej takirej... teoretycznej, ale mimo wszytsko - te wiesci o zamieszkach i tajemniczym czarodzeju nie są zbyt pocieszajace, zaczynam się zastanwaić, czy ta nagła usterka wozu aby na pewno była przypadkiem. Jimmy chyba nie wie, kogo naprawde wiezie? to byłoby dośc niebezpieczne...Zatsanawiam się, czy Miranada powinan ot tak się ujawniać, i Gelu włąsciwie też... Zobaczymy, co z tego wyniknie... Zastanawia mnie też ostać Archibalda. CO prawda pewnie minie trochę czasu, nim pojawi się tutaj beppośrednio, ale wydaje mi się, że Miranda może mieć rację. Ok, pewnie nie traktuje Archibalda do końca obiektywnie, ale sądzę, że mógł faktycznie zostac w jakiś sposób zmanipulowany, co oznaczałoby,że gierki polityczne u władzy są bardziej skomplikowane, niż można by się spodziuewać... A przecież tak na dobrą sprawę mało o nich na razie jeszcze wiemy. Cieszę się, że wena Ci dopisuje, muszę przyznać, że coraz bardziej się wciągam, a podoba mi sie także tol, że skupiasz się na charakterach głównych bohaterów i relacji między nimi. Widzę, ze Gelu nadal często ponosi zlość, ale całkiem zaczyna lubić królową xDxD zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńNie, Jimmy nie wie, kogo wiezie. Wiadomo, byłoby to dla niego niebezpieczne, jednakże na chwilę obecną im mniej osób wie o tym, że królowa przeżyła, tym będzie im łatwiej. Co więcej, mniejsze ryzyko, że te wieści czy chociażby plotki o nich dojdą do uszu kogoś, kto absolutnie nie powinien o tym wiedzieć.
UsuńNa chwilę obecną nie planuję, by w najbliższej przyszłości Archibald pojawił się osobiście, ale też w pisaniu dopiero przede mną fragmenty, w których mógłby to zrobić, dlatego wszystko jeszcze jest możliwe.
Natomiast kwestie polityczne Armandaru powoli zaczną się pojawiać. Chociaż pewnie na pełen obraz sytuacji trzeba będzie poczekać, aż pojawi się ktoś kompetentny.
Cieszę się, że naszym bohaterom udało się bezpiecznie wyjechać z miasta. Widać, że teraz nastają niebezpieczne czasy, to straszne, że zamordowano wszystkich ludzi w wiosce. Miranda zapunktowała u mnie jako królowa, bo naprawdę przejął ją los tamtych nieszczęśników.
OdpowiedzUsuńFajnie, że podkreślasz odrębność Gelu od reszty ludzi, jego postać dodaje opowiadaniu jakiegoś tajemniczego klimatu.
No i polubiłam Jimmy'ego. Miał fajne riposty :D Mam tylko nadzieję, że nie domyśli się zbyt wielu rzeczy, bo faktycznie grozi mu niebezpieczeństwo.
Pozdrawiam.
Dziękuję :)
UsuńStwierdziłam, że tym razem im odpuszczę ;) A tak na poważnie, to mam inne pomysły, które kolidowałyby z wykryciem ich obecności w mieście. Jednak to dopiero początek ich podróży, więc czeka ich jeszcze wiele przeciwności.
Rzeczywiście, jeśli Jimmy dowiedziałby za dużo, mógłby mieć niemałe kłopoty.
O rany, robisz doktorat? To takie super! Ja też się rozchorowałam i to na sam początek roku akademickiego, więc wszystkie ważne informacje dotyczące licencjatu będę musiała zbierać z drugiej ręki, no cóż... Przynajmniej mam czas na spokojne poczytanie blogów :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Mirandzie w ogóle nie przeszkadzała mało wytworna forma "przemytu" siebie i Gelu, więc ten drugi nie ma co się martwić o przystosowanie królowej do życia w podróży. Twarda z niej babka, nie ma co :) Jeśli chodzi o samą misję, ale też historie bohaterów, to coraz więcej niewyjaśnionych spraw się wyłania. Nie powiem, jestem ciekawa wybranki Gelu, która okazuje się następczynią elfiego tronu. Może się okazać, że Harlod ma rację i gdy elfy będą zmuszone wejść do walki, to wówczas odegra ważną rolę. A Archibald? Wierny skrycie królowej czy zawsze był po drugiej stronie? Co z wioską? Ah, tyle pytań, tyle zagadek!
Pozdrawiam serdecznie :)
Nareszcie jestem z komentarzem. Cieszę się, że tej dwójce udało się bezpiecznie wyjechać z miasta. Nie wydaje mi się, aby ich wędrówka do końca była tak bezproblemowa, ale zawsze można mieć nadzieje, że będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie to zachowanie Gelu pod koniec notki. Ta jego mina. Co prawda w całym rozdziale można było zauważyć jego poddenerwowanie, ale to w końcówce jakoś dało mi do myślenia.
Czekam na ciąg dalszy. Co innego mi pozostało? Rozdział bardzo mi się podoba. Lubię twój styl pisania :) Pozdrawiam! :)