Miranda leżała na ziemi
mocno opatulona kocem. Było jej zimno, a ognisko zdążyło już dawno wygasnąć. Co
więcej, Gelu uważał, że nie powinni podtrzymywać ognia przez całą noc, by nikt
nie zorientował się, że ktoś obozuje niedaleko drogi, przynajmniej do czasu, aż
nie znalazłby się dostatecznie blisko. Kobieta uważała to za przesadną i zbędną
ostrożność, ale tym razem to przemilczała. I obecnie bardzo żałowała, bo wiele
by oddała za dodatkowe ciepło.
Zmieniła pozycję,
przewracając się na wznak. Początkowo za wszelką cenę starała się nie zasnąć,
jednak teraz zimno całkowicie jej to uniemożliwiało. Miała tylko nadzieję, że Jimmy
nie doświadczył takich problemów. Mirandzie zależało na poufnej rozmowie z
Gelu, nie chciała narażać młodzieńca na niebezpieczeństwo, gdyby coś przez
przypadek usłyszał. Zresztą wtedy trzeba by było za dużo wyjaśniać.
Spojrzała w niebo,
spodziewając się dostrzec znajome konstelacje, o których uczyła się na lekcjach
astronomii, jednak mocno się zawiodła. Chmury przysłaniały część gwiazd, także
księżyc raz pojawiał się a raz znikał z nieboskłonu. Wtedy robiło się tak przeraźliwie
ciemno, że Miranda nie mogła nawet dostrzec zarysu sylwetki Gelu siedzącego
nieopodal na warcie. Którą, oczywiście, z
nikim nie chciał się dzielić, pomyślała zgryźliwie.
Nie po raz pierwszy zastanawiała
się, czy elfy nie różniły się od ludzi bardziej, niż myślała. Znali się
zaledwie od kilku dni, ale to wystarczyło, by wyciągnąć kilka wniosków. Zdawało
jej się, że Gelu potrafi funkcjonować dwadzieścia cztery godziny na dobę bez
odpoczynku, ewentualnie drzemiąc zaledwie dwie, trzy godziny w środku dnia. A
teraz dochodziło jeszcze to siedzenie w zimnie. Może był zimnokrwisty i nie
zdawał sobie sprawy, że ludzie są wrażliwi na zmiany temperatury? Chociaż to
trochę naciągane stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że przez pięćset lat żył wśród
nich.
Miranda nie wiedziała, jak
długo powinna czekać, aż Jimmy zaśnie. Zdawało jej się, że minęły już całe
wieki, odkąd ułożyła się do snu. Nie potrafiła znaleźć wygodnej pozycji, ciągle
przewracała się z boku na bok, nasłuchując dźwięków dochodzących ze strony
posłania młodzieńca. W pewnym momencie miała wrażenie, że wszystko ją uwiera i
swędzi.
Usiadła gwałtownie,
uznając, że dłużej tego nie wytrzyma. Dla czystego sumienia słuchała jeszcze
przez chwilę, ale oprócz szumu drzew, odgłosów świerszczy i równego oddechu Jimmy’ego
nie dotarły do niej inne dźwięki. Młodzieniec na pewno spał, więc nie miała się
czym martwić.
Korzystając z chwilowo
odsłoniętego skrawka księżyca, wstała. Zarzuciła koc na ramiona, by nie
zmarznąć podczas rozmowy z Gelu, po czym powoli ruszyła w jego stronę.
Ostrożnie stawiała każdy krok, by w ciemności nie potknąć się o żaden kamień i
nie skręcić kostki. Wtedy dopiero sprawiałaby problemy. Co więcej, elf mógłby
uznać, że woli zostawić ją z tyłu, niż inaczej zaplanować dalszą podróż.
– Chciałem właśnie do
ciebie iść, skoro i tak nie spałaś – powiedział Gelu, zanim Miranda zdążyła
otworzyć usta.
Kobieta przez chwilę
wahała się, nie wiedząc, co zrobić. Uznała jednak, że lepiej usiąść obok elfa,
skoro on nie miał zamiaru wstać. Przyjrzała mu się dokładnie, ale nie
dostrzegła nic nadzwyczajnego, a twarz nadal skrywał w głębokim cieniu kaptura.
– Coś się stało? –
zapytała, skoro Gelu, jak zawsze, nie kwapił się do dalszych wyjaśnień.
Miała już powoli dość, że
zaczynał jakiś temat, a potem go nie kontynuował. Uznała, że następnym razem
poczeka tak długo, aż tego nie zrobi. Chociaż miałaby wychodzić z siebie i
umierać z ciekawości, nie odezwie się jako pierwsza. Cierpliwość nie należała
do jej mocnych stron, ale jakoś wytrzyma i da sobie radę.
– Powinniśmy stąd jak
najszybciej odejść – powiedział odwracając głowę w jej stronę. Gdyby nie kaptur
skrywający twarz w cieniu, patrzyliby sobie prosto w oczy. Myśląc o tym,
Miranda poczuła lekki dreszcz na ciele, chociaż nie wiedziała, co było jego
przyczyną.
– Ktoś się zbliża? Chcą
nas zaatakować? Obudzić Jimmy’ego? – zadawała jedno pytanie za drugim, a
kolejne ciągle przychodziły jej do głowy.
– Myślisz, że siedziałbym
tu i czekał, aż do mnie podejdziesz, gdyby ktoś nas atakował? – przerwał
słowotok Mirandy. – Nie ufam mu.
– Jimmy’emu? – zdziwiła
się kobieta. – Przecież to syn przyjaciela Harolda. Może i czasem nie zachowuje
się zbyt uprzejmie, ale obiecał podwieźć nas tak daleko, jak będzie mu to po
drodze. Ja mu ufam – oznajmiła pewnie. – Nie będziemy uciekać po nocach jak
jacyś złoczyńcy, na pewno wtedy bardzo by się zmartwił.
Gelu westchnął. Miranda
czekała na kolejne argumenty, które przekonałyby ją do zmiany zdania, ale się
przeliczyła. Elf milczał, wpatrując się w miejsce, gdzie znajdowały się ich
posłania.
– Dobrze, zrobimy po
twojemu. Chociaż kogoś, kto zachęca kobietę, którą uderzył worek ziemniaków,
fundując jej dużego siniaka, do zbierania jego towaru, nie nazwałbym tylko
nieuprzejmym. Chciałaś ze mną o czymś innym porozmawiać, skoro czekałaś, aż
zaśnie? – zapytał, a Miranda miała wrażenie, że usłyszała w jego głosie troskę.
Szybko jednak wyrzuciła ten absurdalny pomysł z głowy. Na pewno kaptur
zniekształcił ton głosu, bo Gelu zawsze był zdystansowany i oziębły wobec niej.
– To mogłeś pomóc, a nie
teraz komentować – prychnęła urażona kobieta, mimowolnie masując obolałe ramię,
które trochę jej dokuczało. Na szczęcie chodziło o lewe, więc w razie gdyby coś
się stało, mogła walczyć.
– Wolałem posłuchać, o
czym będziecie rozmawiać.
– Słyszałeś?! – krzyknęła
zaskoczona Miranda, po czym szybko zakryła usta dłonią. Gelu odwrócił głowę w
jej stronę, a kobieta miała ochotę zapaść się pod ziemię. Oczami wyobraźni
widziała gniewny grymas malujący się na twarzy elfa. – Przepraszam – dodała już
ciszej. – Zaskoczyłeś mnie, bo wtedy stałeś tak daleko i…
Miranda zarumieniła się ze
wstydu, wspominając rozmowę z Jimmy’m. Była pewna, że Gelu nigdy nie dowie się,
co naopowiadała na jego temat. Może i musiała dochować tajemnicy, ale czuła się
głupio.
– Elfy mają o wiele
bardziej rozwinięty słuch i wzrok od ludzi – wyjaśnił Gelu. – I powinnaś
nauczyć się wiarygodnie kłamać, bo czasem jest to przydatne. On i tak się
nie zorientował, bo bardziej interesowała go nasza podróż do Kavio.
–Słyszałeś też, co
strażnik powiedział przy bramie? – zainteresowała się Miranda. – Kto był w tej
wiosce, że wszystkim mieszkańców skazano na śmierć?
Kobieta mocno zacisnęła
pięści, niecierpliwie czekając na odpowiedź, podczas gdy Gelu obserwował Jimmy’ego,
najwyraźniej dostrzegając coś poza ciemnością. Musiał uznać, że młodzieniec
śpi, po czym skinął lekko głową.
– Podobno jakiś mag –
wyjaśnił Gelu. – Jednak sami nie są do końca tego pewni. Albo próbują w ten
sposób ukryć tożsamość kogoś naprawdę ważnego, nie wiem tylko po co by wszystko
tak komplikowali, skoro wystarczyłoby utrzymywać, że to szpieg. Zresztą ten
strażnik miał rację, lepiej na tego kogoś nie natrafić, by nie przysporzył nam
niepotrzebnych problemów.
– To na pewno mag! –
powiedziała z ekscytacją Miranda, tym razem panując nad tonem głosu. – To
miałoby sens. Harukyu przekonał kilku wałęsających się po świecie magów, by się
do niego dołączyli. Wysłał jednego z nich, by po zamachu na moje życie opętał
umysł Archibalda i zmusił go do zrobienia tych wszystkich okropnych rzeczy.
Teraz wszystko ma sens – dodała ciszej bardziej do siebie niż elfa.
– Nie liczyłbym na to –
rzekł Gelu po dłuższej chwili milczenia. Radość, która zagościła na twarzy
Mirandy, momentalnie zniknęła. – Harukyu nie zadawałby sobie tyle trudu,
znalazłby wtedy innego lorda, który za pieniądze lub władzę władałby Armandarem
zgodnie z jego rozkazami.
– Ale Archibald to jeden z
najbardziej szlachetnych i honorowych rycerzy, jakiego znam – tłumaczyła dalej
Miranda. – Był moim przyjacielem, nie chciałby mojej śmierci, nie za taką cenę.
– W Kavio dowiemy się, jak
było naprawdę, ale na twoim miejscu nie miałbym wielkich nadziei – powiedział
ze spokojem Gelu. – Musisz zrozumieć, że niektórzy ludzie, nawet rycerze czy
lordowie, są fałszywi. By coś osiągnąć, są zdolni do wszystkiego. W innym
wypadku cała szlachta zostałaby ścięta razem z tymi, którzy do końca pozostali
ci wierni.
Miranda mocno zagryzła
wargi, nie chcąc dopuścić, by jakiś szloch czy jęk wydobył się z jej ust. Łzy
znów napłynęły jej do oczu, lecz starała się je za wszelką cenę powstrzymać. W
końcu obiecała sobie, że będzie silna! Gelu mógł mówić tak okrutne i raniące ją
rzeczy, ostatecznie nikt nie zabraniał mu wyrażania własnej opinii.
Zawsze jednak mogła mieć
nadzieję, że tym razem elf się pomylił, bo nie znał Archibalda tak dobrze jak ona.
Wszystko okaże się jasne, gdy dotrą do Kavio, tam poznają odpowiedzi na część
pytań. Może nawet ktoś będzie wiedział, dlaczego straciła dwa lata swojego
życia i co się z nią w tym czasie działo.
– Rolanda też podejrzewasz
o zdradę? – zapytała po chwili, starając się, by głos brzmiał niezwykle surowo
i poważnie. Uspokoiła się już nieco po wcześniejszym szoku, uznając, że
nadzieja na dobre wyjaśnienie jest lepsza od przyjęcia stanowiska Gelu.
– To jest jedno z
rozwiązań – powiedział spokojnie elf, a Miranda miała ochotę go spoliczkować za
mówienie takich rzeczy o jej ukochanym narzeczonym. – Ale wtedy ludzie w Dumanie
coś by o tym wiedzieli. Rozmawiałaś z Haroldem na ten temat, wszystko wygląda
tak, jakby Roland Gehakt dwa lata temu wyparował z powierzchni ziemi, co jest
bardzo dziwne. Opowiedz mi o nim – poprosił.
Mirandę zdziwiła mocno
prośba Gelu. Elf nigdy wcześniej nie interesował się jej narzeczonym, nie
wspomniał na jego temat ani jednego słowa, odkąd zgodził się pomóc go uwolnić.
Ucieszyła ją jednak ta nagła zmiana nastawienia, w końcu musiał zrozumieć, jak ważny
był dla niej Roland. Uśmiechnęła się lekko, zastanawiając, co powiedzieć.
– Roland to lojalny,
honorowy i oddany rycerz. Jest dobry, uczciwy i szlachetny – rzekła, starając
się przywołać w myślach twarz narzeczonego.
– Myślałem, że opowiesz mi
o nim coś, czego nie powtórzysz, opisując innych lordów i rycerzy – przerwał
Gelu, chociaż Miranda chciała wymienić więcej zalet Rolanda.
Uśmiech zniknął jej z
twarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W pierwszym odruchu chciała
krzyknąć, zaprotestować, dać do wiadomości Gelu, jak bardzo ją uraził. Po
chwili zrozumiała jednak, że elf miał rację. To brutalna prawda, ale musiała ją
zaakceptować. Wszelkie stosunki między nią a Rolandem odbywały się na zasadzie
królowa – lord, nie zdążyli poznać się bez tej całej dworskiej otoczki.
– To były zaaranżowane
zaręczyny? – zapytał Gelu. W tonie jego głosu znów wyczuła dystans i chłód,
prawdopodobnie nie tego się spodziewał, gdy tak usilnie błagała go o ratunek
dla Rolanda. – Tylko mi nie mów, że to jakiś stary lord około pięćdziesiątki,
którego wcisnęli ci doradcy, bo wtedy możesz sobie wybić z głowy podróż do
Kavio.
– Nie! – zaprzeczyła
gwałtownie Miranda. – To znaczy… jest ode mnie o piętnaście lat starszy, od
dawna jest głową rodziny i zarządza ziemiami należącymi do Gehaktów, bo
Archibald jest od niego młodszy. Ale zrozum, sama przyjęłam jego oświadczyny.
To była moja decyzja.
– Ale doradcy pewnie
wywarli na tobie presję, byś wyszła za mąż – bardziej stwierdził niż zapytał
Gelu. – A jeśli byli sprytni, to zrobili to tak, byś się nawet nie zorientowała
i myślała, że to tylko i wyłącznie twoja decyzja.
Miranda czuła, że policzki
zapłonęły jeszcze mocniej, w duchu miała nadzieję, że Gelu nie dostrzegł tego w
słabym świetle księżyca. Nerwowo skubała brzeg koca, nie wiedząc, co
powiedzieć. Ufała swoim doradcom, wiedziała, że chcieli jak najlepiej zarówno
dla niej jak i dla Armandaru. Nigdy nie patrzyła na to w taki sposób jak elf.
Czyżby wykorzystano jej ufność? Rzeczywiście nie myślała o narzeczeństwie,
dopóki różni lordowie i rycerze nie zaczęli się do niej zalecieć, dopóki rada
nie zasugerowała, że królestwo potrzebuje także króla.
– Ile miałaś lat, gdy cię
koronowali?
– Dziesięć – odpowiedziała,
wracając pamięcią do tego tragicznego wydarzenia sprzed lat. – Musiałam bardzo
szybko dorosnąć i nauczyć się władać królestwem. Chociaż i tak nawet później
ważne decyzje podejmowała rada i lord Garavel, obwołany królewskim
namiestnikiem po śmierci moich rodziców.
– Co się stało? – zapytał
Gelu, a Miranda trochę zdziwiła się, że o tym nie wiedział. Do tej pory
wydawało jej się, że elf wie dosłownie wszystko na każdy temat, jakby jego mózg
skrupulatnie przechowywał każde wydarzenie z przeciągu tych pięciuset lat od
jego wygania.
– To miało miejsce podczas
podróży do Byker, miało dojść do jakiegoś porozumienia między państwami. Aż tak
bardzo nie interesowałam się polityką, zresztą rodzice nigdy tam nie dojechali,
umowa nie została zawarta, a ja nie chciałam nigdy o niej słyszeć. Ale… Nie
wiem, co tak naprawdę się wydarzyło, powiedzieli mi tylko, że zdarzył się
wypadek. Tłumaczyli, że byłam za mała, aby to zrozumieć – zakończyła Miranda
drżącym głosem. Dłonie mocno zacisnęła w pięści, by chociaż trochę uspokoić
wzburzone emocje. – Zastanawiam się, czy nie miało to czegoś wspólnego z
obecnym najazdem Cesarstwa Kuyo. Harukyu musiał już wtedy planować wojną,
działać w tym kierunku na południu.
– Już jego ojciec podbił
mniejsze państwa sąsiadujące z cesarstwem, przeważnie od południa, dlatego w
tych rejonach nikt nie zwrócił na to większej uwagi – wyjaśnił Gelu. – Byker
też należy już do Kuyo, podbili je niemal w tym samym czasie co Armandar i
Vuur. A jeśli rzeczywiście jest to jakiś większy spisek, to wcześniej czy
później się o tym dowiemy. Teraz powinnaś się przespać, potrzebujesz odpoczynku
– zadecydował elf, a w Mirandzie znów obudziła się wola walki i
przeciwstawienia się mężczyźnie.
– Też mogę stać na warcie
– powiedziała wyzywająco. – Nie chcę być specjalnie traktowana i możemy dzielić
się po równo – zakończyła, dumnie unosząc głowę.
Nie potrafiła jednak
powstrzymać ziewnięcia. Zasłoniła usta dłonią, ale Gelu pewnie i tak się
zorientował. Zrozumiała, że w końcu ogarnęło ją zmęczenie i tym razem nawet
gdyby się powstrzymywała i tak zapadłaby w głęboki sen. I pewnie zasnęła na
warcie.
– Odzyskuj siły, póki
możesz – rzekł Gelu, a Miranda była mu bardzo wdzięczna, że tym razem nie
poparł jej pomysłu. Prawdopodobnie elf zrozumiał, że dla wszystkich mogłoby się
to źle skończyć. – Niedługo będziesz miała dość wart i równego traktowania.
– Jak chcesz, pamiętaj, że
oferowałam pomoc. Tylko żebyś ty miał siłę na dalszą podróż, skoro masz zamiar
czuwać przez całą noc – dodała, by zachować twarz i nie wyjść w oczach elfa na osobę,
która co pięć minut zmienia zdanie, bo za pierwszym razem nie potrafi dłużej
pomyśleć. – Dobranoc.
Szukając wygodnej pozycji,
by się położyć, Miranda przypomniała sobie, że chciała zapytać Gelu o miecz,
który podarował jej Harold. Ciasno owijając się kocem, uznała, że zrobi to
jutro. Zresztą nie był to żaden niezwykle ważny temat. Zamykając oczy, myślała
o Rolandzie.
~ * ~
Miranda z tęsknotą wyjrzała przez okno w swojej
komnacie. Westchnęła, spoglądając na błękitne niebo, na którym dzisiaj nie było
ani jednej chmury. Ptaki latały tam i z powrotem, skrzecząc głośno, czasem
nurkując, by pochwycić w dziób jakąś zdobycz. Była to wyjątkowo przyjemna
odmiana po deszczach i burzach, jakie nawiedzały Kavio w ostatnich kilkunastu
dniach.
Nawet morze było wyjątkowo ciche i spokojne. Miranda
uznała to za miłą odmianę po wzburzonych falach, jakie obserwowała przez kilka
ostatnich dni. Podobno dalej od brzegu panowały okropne sztormy, dlatego
wszystkie statki zatrzymano w porcie. Kobieta zastanawiała się, czy dziś mogły
już wyruszyć w dalszą podróż. Nie widziała białych żagli i trochę obawiała się,
że tym razem brak wiatru mógł wstrzymywać ruch drogą morską. Liczyła na to, że
to tylko bezpodstawne obawy, miała już dość słuchania o awanturach w dokach. Najgorsze,
że dziś musiała osądzić kilku marynarzy, którzy z nudy dopuścili się
poważniejszych przestępstw.
Miranda tak bardzo chciała wyrwać się z zamku,
chociażby na kilka godzin. Szczególnie że ostatnio niemal całe dnie spędzała na
dyskusjach na temat polityki i gospodarki Armandaru. Nie była już jednak małą
dziewczynką, której uszłoby na sucho wymknięcie się strażnikom i wyjście z
pałacu tylnymi drzwiami. Miała już dwadzieścia lat i musiała zachowywać się jak
na królową przystało.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Jęknęła cicho, bo
była pewna, że Garavel nie wezwie jej do sali narad wcześniej niż przed
ustaloną godziną. Prawdopodobnie znów
coś się stało na przystani, pomyślała, pozwalając
wejść służącej do komnaty. Młoda dziewczyna skłoniła się nisko, po czym ze
spuszczoną głową czekała, aż Miranda pozwoli jej zabrać głos. Królową drażniło
takie zachowanie, szczególnie że gdy była młodsza, nikt nie czekał na jej
pozwolenie.
– Co się stało? – zapytała Miranda, starając się mówić
uprzejmie, by ton głosu nie zdradził jej prawdziwych myśli.
– Wasza Wysokość, lord Roland Gehakt pyta, czy masz
ochotę na spacer po ogrodach królewskich przed spotkaniem w sali narad.
– Już myślałam, że to kolejna katastrofa – westchnęła z
ulgą Miranda, zapominając, że w porę powinna ugryźć się w język. Zasada numer siedem:
przy służbie nie należało rozmawiać na ważne tematy, ponieważ plotki rozchodzą
się szybciej niż światło. – Przekaż lordowi, że spotkam się z nim przed główną
bramą do ogrodów za piętnaście minut.
Miranda uśmiechnęła się szeroko, gdy pokojówka z
ukłonem wyszła z komnaty. Może ten dzień nie będzie tak nudny, jak początkowo
sądziła. O ile lorda Rolanda do Kavio nie sprowadzają jakieś poważne sprawy,
wymagające królewskiej rady lub pozwolenia. Byleby
nie miało to nic wspólnego ze zniszczeniami spowodowanymi przez burze, pomyślała kobieta, poprawiając w lustrze
włosy. Jutro miała rozmawiać o tym z lordem Vareel, a Garavel obawiał się, że
do zamku przybędzie więcej posłańców z prośbami o pomoc.
Nie martw się na zapas, upomniała się w duchu kobieta, po czym
wyszła z komnaty. Nie starała się nawet przekonać dwójki strażników, że nie
muszą jej towarzyszyć. Doświadczenie nauczyło ją, że to i tak nic nie da. Potem
tylko nasłucha się uwag i pouczeń ze strony Garavela. W innym wypadku
spróbowałaby uciec spod czujnego oka rycerzy, ale pewnie lord Roland sam ich
odprawi, biorąc na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo królowej.
Gdy dotarła na miejsce spotkania, lord Roland Gehakt
już na nią czekał. Był to wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Jego twarz o
ostrych rysach znaczyły już pierwsze, drobne zmarszczki, głownie spowodowane
troskami i problemami, z jakimi musiał się mierzyć. W brązowych, zwykle
poważnych oczach lorda dostrzegła wesołe ogniki, co trochę uspokoiło Mirandę.
Miała już pewność, że nie zaprosił jej na spacer, by rozmawiać o sprawach
królestwa.
Królowa zdziwiła się trochę, że lord założył odświętny
strój. Musiała jednak przyznać, że w granatowej koszuli, ciemnych spodniach i
wysokich butach prezentował się niezwykle przystojnie i godnie. Uroku dodawał
mu także przypięty do pasa miecz oraz niebieska peleryna – symbol rycerstwa
Armandaru. Każdy mężczyzna otrzymywał ją podczas ceremonii pasowania.
– Zajmę się bezpieczeństwem królowej, możecie odejść –
wydał rozkaz Roland. Rycerze skłonili się nisko przed Mirandą, po czym odeszli.
– Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, Wasza Wysokość, ale chciałbym
porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
– Prawdę powiedziawszy, nie lubię podróżować ze strażą,
szczególnie że mają rozkazy chodzenia za mną wszędzie – wyznała szczerze
Miranda. – Ale lord Garavel zdecydował, że tak będzie bezpieczniej…
Powoli spacerowali alejkami. O tej porze roku ogród
wyglądał pięknie i Miranda cieszyła się, że właśnie tutaj chciał się z nią
spotkać lord Ronald. Niestety, burze i tu wyrządziły niemałe szkody, łamiąc
gałęzie krzewów i drzew, zasypując rabaty kwiatów liśćmi i innymi śmieciami
przyniesionymi przez wiatr. Co jakiś czas natrafiali na ogrodników starających
się doprowadzić ogrody do pierwotnego stanu.
– Wasza Wysokość – odezwał się Roland, gdy w pobliżu
nie było żadnych ogrodników. Mirandzie zdawało się, że wykryła w tonie głosu
mężczyzny zdenerwowanie, ale szybko uznała, że musiało jej się tylko wydawać. –
Nie jestem dobrym mówcą, jeśli chodzi o sprawy prywatne i uczuciowe. Próbowałem
napisać chociaż krótki wiersz, ale to, co z tego wyszło, tylko uraziłoby Waszą
Wysokość.
Mężczyzna zamilkł. Miranda dopiero po chwili zdała
sobie sprawę, że wstrzymywała oddech, czekając, aż lord Roland dokończy mówić.
Serce biło jej w piersi jak oszalałe, a na policzkach pojawiły się lekkie
rumieńce.
– Wasza Wysokość, może zabrzmi to bezpośrednio, ale chciałem
zapytać, czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i została moją żoną. Jeżeli
potrzebujesz czasu na…
– Tak – powiedziała podekscytowana Miranda, nie
czekając, aż mężczyzna dokończy zdanie.
Królowa przez chwilę poczuła się trochę niezręcznie,
przez swoje nieeleganckie zachowanie, ale zepchnęła to uczucie na dalszy plan.
Była tak szczęśliwa, że nie miało to teraz znaczenia. Od dawna darzyła sympatią
lorda Rolanda, który zawsze był wobec niej miły i wyrozumiały. Kilka razy
ćwiczył z nią nawet władanie mieczem, mimo że powszechnie nie tolerowano
zainteresowania walką przez młodą królową.
– Czynisz mi tym wielki zaszczyt, Wasza Wysokość –
rzekł, szybko opanowując wcześniejsze zaskoczenie.
Roland uśmiechnął się lekko i skłonił, całując dłoń
Mirandy. Królowa czuła się, jakby serce miało jej zaraz z radości wyskoczyć z
piersi. Chciała powiedzieć, że bardzo się cieszy, nawiązać dalszą rozmowę na
temat małżeństwa, ale wtedy zza pobliskiego drzewa wyszedł lord Archibal
Gehakt.
– Wasza Wysokość – skłonił się przed królową – nie
chciałem przeszkadzać, przez przypadek usłyszałem końcówkę rozmowy. Pozwólcie,
że pogratuluję jako pierwszy – dodał i ponownie lekko skłonił głowę.
Cały czas patrzył przy tym na Rolanda. Przez chwilę ich
spojrzenia się spotkały, a po karku Mirandy przeszedł zimny dreszcz. Pierwszy
raz była świadkiem, że bracia patrzyli na siebie w taki sposób, jakby doszło do
jakiegoś poważnego konfliktu. To uczucie szybko jednak minęło.
– Może powinniśmy wybrać się na piknik, by uczcić
zaręczyny. Lady Tamara i lady Margaret na pewno do nas dołączą. Co o tym
myślisz, Wasza Wysokość? Może jutro – zaproponował Archibald.
– Na jutro zaplanowana jest audiencja lorda Malcolma,
rada będzie też omawiać szkody, do jakich doszło po burzach – pospieszył z
wyjaśnieniem Roland, a Miranda niechętnie się z nim zgodziła. – Lepiej to
przenieś na pojutrze, jeżeli Wasza Wysokość ma ochotę na piknik.
– Tak, pojutrze to najlepszy termin – uznała Miranda, w
duchu ciesząc się, że w końcu uda jej się na trochę wyrwać z zamku w miłym
towarzystwie. –Jeżeli pogoda dopisze, będzie to wspaniały dzień.
~ * ~
Rozdział jest nieco
dłuższy niż zazwyczaj, ale retrospekcja mi się trochę wydłużyła. Później
żałowałam, że nie zamieściłam innego fragmentu z przeszłości Mirandy, ale już
nie chciało mi się nic zmieniać i postanowiłam zostawić tak.
Zastanawiam się też nad
zmianą jednego wątku. Co prawda obecnie nie ma to znaczenia, bo wszystko, co do
tej pory napisałam pozostaje bez zmian, ale mam wrażenie, że będzie to takie
kopanie leżącego w stosunku do Mirandy, która i tak ze mną nie będzie miała
lekko.
Basie ♥ DB ♥ Oski ♥ History of Trunks ♥ (co się miało stać z Veżitą?)
OdpowiedzUsuńWyjechał do krainy waty cukrowej, a ponieważ nie jest śnieżynkiem został złapany i zaciągnięty do pracy niewolniczej w kopalni lentinków.
UsuńWidzę, że wreszcie Miranda i Gelu porozmawiali dłużej jak dwie cywilizowane osoby, brawo xD Chpć ja tam podejrzewam, że Elf juz wcześniej czuł wobec kobiety pewien rodzaj troski, a teraz może i cięń sympatii, hah. Szkoda trochę,że królowa dała sie zbyć, jeśli chodzi o miecz, ale i tak się czegoś dowiedzieliśmy, a mianowicie, że sytuacja kraju wygląda jeszcze gorzej, niz się nam wydawało... Retrospekcja mi si e podobała, nie poznaliśmy jeszcze za bardzo Rolanda, ale jakoś vałkiem go polubiłam, podobało mi sie jego zdenerowawnie połączone z profesjonalizmem. Za to jego brat wydaje mi się jakiś podejrzany, ciekawe, co się okaze w przyszłości... może sam chciał prosić Mirande o rękę? ale chyba nie, skoro praktycznie za nią rządził przez kilka dobrych lat? hm, zobaczymy, jak to rozwiniesz dalej... Zapraszam na zapiski-condawiramurs na świeżo dodaną notkę i pozdrawiam :) A, i mam nadzieję, że na Legendzie niedługo pojawi się nowosć :)
OdpowiedzUsuńGelu nawet mnie wyrolował, bo tak poprowadził rozmowę, że nie starczyło już miejsca na historię miecza. Dlatego też pojawi się dużo później, ale nie zrezygnuję, bo ma związek z historią Harolda i Izabelii, o którą pytało wiele osób.
UsuńNa Legendzie nowy rozdział najpóźniej pojawi się we wtorek. Chciałabym dodać jeszcze w weekend, ale nie wiem czy inne obowiązki nie przytłoczą mnie na tyle, że już nie znajdę chwili na poprawę.
Ech.. czyli Miranda przyjęła oświadczyny Rolanda, bo tak należało? W sumie ucieszyła się, więc już sama nie wiem, czy coś do niego czuła, czy tak zareagowała, bo był idealnym kandydatem, ale nic głębszego między nimi nie było. xd Strasznie wcześnie została królową. W sumie skoro od dziecka była przyzwyczajona, że inni podejmują decyzję, to pewnie jak już była dorosła to raczej pozostała jej ta skłonność do słuchania rad. Czemu ona nadal jest taka przekonana o niewinności Archibalda? Mam wrażenie, że bardzo się rozczaruje. ;d Ciekawi mnie to spojrzenie, którym obdarzyli się w retrospekcji. Archibaldowi chyba coś się nie podobało w tym, że Miranda zgodziła się przyjąć oświadczyny Rolanda. Może śmierć jej rodziców faktycznie ma coś w spólnego z obecnymi wydarzeniami. Najpierw pozbyli się ich, a potem Mirandy. ;d heh
OdpowiedzUsuńZ jednej strony przyjęcie oświadczyn wynikało z rozsądku,bo uznano, że królestwo potrzebuje króla, a królowa jest na tyle dorosła, że spokojnie może zawrzeć związek i założyć rodzinę. Z drugiej strony Miranda lubiła Rolanda, który zawsze był miły i troskliwy wobec niej, w pewnym sensie była nim także zauroczona, ale nie było mowy o wielkiej miłości, gdyż ona nawet nie wiedziała, co czuł do niej Roland i dlaczego zdecydował się na oświadczyny.
UsuńMiranda, niestety, ma już taki charakter. Jest bardzo ufna wobec ludzi i uważa, że jeśli ktoś był dobry to taki pozostanie. Nie przyjmuje do wiadomości, że człowiek, którego znała może się zmienić i pokazać swoje najgorsze cechy. Dlatego też nadal jest dobrego zdania o Archibaldzie.
Trochę to wygląda jakby Archibald miał za złe Rolandowi te oświadczyny i jakby w ogóle nie mieli zbyt dobrych kontaktów. Miranda jest ufna w stosunku do ludzi, wydaje mi się że któryś z tych dwóch wspomnianych wcześneij mężczyzn (a może oboje?) wbili jej nóż w plecy. Ale jednak nie zabili jej, żyje, więc może ktoś też próbował co nieco odkręcić. Miranda ocenia ludzi po pierwszym wrażeniu, które wg niej musi być dobre, ale jak sama widzi po elfie - różnie to bywa :) Na początku przecież nie była do niego za bardzo przekonana, a teraz z nim wędruje. Zobaczymy jak akcja się rozwinie, ja nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ufność jest, niestety, jedną z największych wad Mirandy. Jeżeli w przyszłości odzyska tron i będzie chciała być dobrą królową, będzie musiała się nauczyć, że pierwsze wrażenie nie zawsze jest prawdziwe. Zresztą pod tym względem czeka ją wiele rozczarowań.
UsuńA na temat Archibalda i Rolanda nic na razie nie mówię. Chcę powoli i dokładnie przedstawić ich historię, ale ostatnio wpadłam na kilka nowych pomysłów odnośnie niektórych wątków i zastanawiam się, czy tego jeszcze bardziej nie zagmatwać.
A zatem ten osławiony Roland nie jest jakąś true love Mirandy. Wydaje się miły i dobry, ale to mogą być tylko pozory. Miranda podświadomie chciała by był to udany związek i trochę wpoiła sobie to uczucie. Królowa jest naprawdę łatwowierna i stanowczo zbyt ufna. Koronowali ją, gdy miała 10 lat i to chyba było dla niej nieco za wcześnie. Nie mogła odpowiednio dojrzeć.
OdpowiedzUsuńZaciekawiły mnie również relacje braci. Chyba nie przepadają za sobą... ale kto wie, o co tak naprawdę chodzi?
Fajnie, że Gelu i Miranda trochę pogadali.
Pozdrawiam :)
W pierwszej wersji rzeczywiście planowałam zrobić z tego związku true love już na tym etapie. Dopiero po powrocie uznałam, że samej fabule lepiej zrobi, gdy w przeszłości Mirandę i Rolanda łączyły serdeczne stosunki, ale nie było w nich mowy o żadnej miłości. Obecnie tego ani trochę nie żałuję, bo jeśli wykorzystam jeden z moich nowszych pomysłów, to myślę, że historia braci będzie przez to ciekawsza, chociaż o wiele bardziej zagmatwana.
UsuńPopieram :)
UsuńTak jest ciekawiej :)
Korzystając z chwili wolnego czasu (a tego niestety nie mam ostatnio zbyt wiele), postanowiłam skomentować dwa ostatnie rozdziały (bo oczywiście nie wyrobiłam się z ostatnim).
OdpowiedzUsuńSiódemkę podsumuję raczej krótko: cieszę się, że Miranda i Gelu nie napotkali zbyt wielkich trudności podczas wyjazdu z miasta. Z jednej strony mają Jimmy'ego, a z drugiej... z drugiej Gelu mu nie ufa, a ja mam dziwne przeczucie, że elf się nie myli.
– Rolanda też podejrzewasz o zdradę? – zapytała po chwili (...)
– To jest jedno z rozwiązań – powiedział spokojnie elf, a Miranda miała ochotę go spoliczkować za mówienie takich rzeczy o jej ukochanym narzeczonym.
To po co go pytała? Coraz częściej odnoszę wrażenie, że nasza królowa jest niestabilna emocjonalnie :P Raz udaje bardzo dojrzałą kobietę, a innym razem reaguje zbyt emocjonalnie i przez swoje nieprzemyślane zachowanie często (nawet zbyt często) ściąga na siebie uwagę innych.
Jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Roland to zdrajca (btw, ostatnio go przechrzciłam na Ronalda, ale to dlatego, że nie chciałam, by kojarzył mi się z Pieśnią o Rolandzie :D)
No i zaciekawiłaś mnie tą retrospekcją. Zastanawiam się, jakie były w rzeczywistości relacje dwóch braci. Mam nadzieję, że niedługo się tego dowiem.
Pozdrawiam :)
Miranda jest trochę niestabilna emocjonalnie, co już wcześniej zdarzało jej się pokazać. Jednak na temat takiego zachowania królowej więcej informacji pojawi się w późniejszych rozdziałach.
UsuńMam zamiar dokładnie opowiedzieć historię braci, jednak dopóki bohaterowie nie dotrą do Kavio pojawiać się będą raczej drobne wzmianki jak ta w tym rozdziale. Wtedy też ostatecznie wyjaśni się, czy Roland rzeczywiście był zdrajcą, czy też cały czas trzymał stronę Mirandy.
Podobnie, jak Gelu nie ufam Jimmiemu. W zasadzie nie wiem dlaczego, ale jakoś nie potrafię mu zawierzyć. Mam wrażenie, że Miranda jest zbyt łatwowierna, jeśli chodzi o kontakty z innymi ludźmi. Jakoś tak z każdym rozdziałem coraz bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu. Trzymam jednak kciuki, aby Jimmy nie zrobił żadnego głupstwa i dalsza wyprawa naszej dwójki przebiegła bezproblemowo. Chociaż jakoś tak pomysł odnalezienia Rolanda przestał być według mnie tak "atrakcyjny", jakim wydawał mi się wcześniej. Tym bardziej, że jak się okazuje miłość królowej do niego, nie była tak w stu procentach świadomym wyborem. Co prawda jej uczucie może być szczere, ale póki co nie ufam mężczyźnie. Może to się zmieni, kiedy odnajdzie go ona wraz z elfem? Nie mam pojęcia. Co do retrospekcji - osobiście uważam, że to był idealny moment, aby dodać fragment z zaręczyn tej dwójki :)
OdpowiedzUsuńCóż oczekuję ciągu dalszego, jak zwykle zresztą. Pozdrawiam serdecznie i ogromnych, naprawdę wielkich, pokładów weny życzę! Mam nadzieję, że rozdział 9 będę mogła przeczytać niebawem :D
To prawda, Miranda przede wszystkim widzi w ludziach dobro. Jeśli ktoś jest dla niej miły lub pomocny, to w pełni mu ufa, chociaż wiadomo, że pozory czasem mylą. No i niestety, przez to w przyszłości dostanie kilka brutalnych lekcji.
UsuńJa bym nazwała to wręcz głupim pomysłem. Gdyby Gelu zawczasu dowiedział się więcej na temat stosunków łączących Rolanda i Mirandę, to nigdy w życiu nie zgodziłby się na zwariowany plan królowej. Ale myślę, że dzięki temu będzie ciekawiej :)
A kolejny rozdział pojawi się dziś lub jutro, zależy, o której do domu wrócę.