wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 11: Cisza przed burzą



W miarę, jak zbliżali się do Kavio, Miranda rozpoznawała okolicę, chociaż nie na tyle, by przejąć rolę przewodnika. W tej kwestii całkowicie ufała Gelu. Szczególnie że przeważnie podróżowała główną drogą, a w pozostałych przypadkach zawsze towarzyszyli jej rycerze i służba, którzy dbali o to, by królowa bezpiecznie wróciła do domu i nie zgubiła się po drodze. Dlatego nigdy jej głowy nie zajmowało orientowanie się w terenie, a podziwianie mijanych krajobrazów lub rozmowa z przyjaciółmi.
Miranda sądziła, że powrót w strony, gdzie spędziła całe życie, nie brała pod uwagę lat, które ktoś wymazał z jej pamięci, poprawi jej nastrój. Jednakże grubo się myliła. To tylko pogłębiało smutek, sprawiając, że znów miała ochotę się rozpłakać. Co z tego, że wracała, skoro nie mogła już dłużej nazywać pałacu swoim domem? Do miasta musiała wejść w ukryciu niczym złodziej, by nikt jej nie rozpoznał i nie zabił, a nie wjechać na koniu, ciesząc się szacunkiem poddanych. I gdzie tu sprawiedliwość?
Próbowała wyrzucić z głowy te myśli, by skupić się na teraźniejszości, jednak one ciągle wracały. Wątpliwości, a także wspomnienia przyjaciół i bliskich jej ludzi, którzy teraz byli martwi. Albo przysięgli wierność cesarzowi Harukyu, bo tylko udawali, że coś dla nich znaczę, pomyślała z goryczą. Zarazem też przestraszyła się tej myśli. Wcześniej coś takiego w ogóle nie przyszłoby jej do głowy, bezgranicznie ufała ludziom przebywającym w jej otoczeniu. Dopiero gdy przebywała z Gelu, zaczynała inaczej postrzegać świat. A przecież od ich spotkania nie minęło tak wiele czasu. Czy człowiek może aż tak zmienić się w ciągu kilkunastu dni? A może cała ta tragiczna sytuacja do tego doprowadziła?
– Masz pomysł, jak moglibyśmy dostać się do Kavio? – wyrwał ją z ponurych myśli głos Gelu.
Miranda pokręciła głową, dopiero po chwili zorientowała się, że stała za Gelu. O ile elf nie miał oczu z tyłu głowy i nie potrafił patrzeć przez kaptur, a akurat o to go nie podejrzewała, nie mógł dostrzec tego gestu.
– Nie – powiedziała, czując się zażenowana.
Spędziła w Kavio dwadzieścia lat, a nie znała żadnej tajnej drogi, którą mogłaby ich bezpiecznie przeprowadzić, omijając strażników przy bramach. O ile takie przejścia w ogóle istniały. Nidy nie słyszała nawet plotki na ten temat, by móc ją sprawdzić. Chciała się jakoś wytłumaczyć, ale co miałaby powiedzieć?
– Tak myślałem – rzekł Gelu. W tonie jego głosu nie było wyrzutu, chociaż właśnie tego oczekiwała Miranda. – Zresztą Archibald pewnie zadbał o to, by nie dało się przeniknąć do miasta. Przejdziemy jeszcze kawałek, a potem rozbijemy obóz – dodał po chwili. – Jutro koło południa powinniśmy dotrzeć do zachodniej bramy.
Miranda chciała mruknąć coś w odpowiedzi, by dać znak, że zrozumiała. W tej kwestii całkiem musiała zdać się na elfa, skoro sama nie miała nic do zaoferowania. Wtedy jednak dotarł do niej sens słów towarzysza.
– Do zachodniej? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Przecież to główna brama. Nawet za… moich rządów nie można było tam tak sobie przejść, bo ta droga była przeznaczona dla lordów, dygnitarzy, bogatych kupców czy innych ważnych osób. Ludzie, którzy udawali się do miasta w przyziemnych sprawach, musieli wchodzić przez inne bramy lub od strony doków – dokończyła po chwili namysłu. – Było tam nieoficjalne przejście, jeśli się o nim wiedziało.
– Nieoficjalna, czyli dla tych, którzy zostaliby zatrzymani przy bramach i nie dostali do miasta? Nie przysporzyło to miastu problemów? – pytał dalej Gelu.
Miranda zastanawiała się, czy naprawdę go to interesuje, czy ma zamiar za chwilę coś jej wypomnieć. Przestań, upominała się w myślach, natomiast na głos powiedziała:
– Planowano zrobić z tym porządek, ale ciągle było coś ważniejszego. Potem przyszły burze, a później… – zamilkła, nie potrafiąc dokończyć zdania. Czuła się tak, jakby ogromna gula utknęła jej w gardle, nie pozwalając mówić o tragicznych wydarzeniach, jakie nastąpiły, gdy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. – Nie powiedziałeś dlaczego zachodnia – przypomniała Miranda.
– Powinniśmy tam spotkać kogoś, kto może nam pomóc dostać się do miasta.
Masz strasznie dużo przyjaciół w kraju, w którym elfy traktowane są jak postacie z bajek, chciała powiedzieć Miranda, ale w porę ugryzła się w język. W końcu to ona reprezentowała państwo i powinna dawać przykład. Dociekać prawdy, nie wierzyć we wszystko, co mówiono. Ale na to już za późno…
– Dlaczego stolica Armandaru nie znajduje się przy ujściu rzeki? – zapytał nagle Gelu. – Wydawałoby się, że to o wiele lepsze miejsce niż nieduża zatoka, która kiedyś nie mieściła nawet całej królewskiej floty.
– Dawno temu była – wyjaśniła Miranda, w duchu ciesząc się, że w dzieciństwie zmuszano ją do nauki historii, mimo że bardzo tego nie lubiła. I często uciekała z lekcji lub znajdowała tysiące wymówek, by się na nich nie pojawić. – Armandar był wtedy młodym krajem, prowadził wiele wojen, szczególnie z Vilontis. Stolica została zniszczona, niemal wszystko, co zbudowano przy ujściu Ethel zrównano z ziemią. Rodzinę królewską ewakuowano do Kavio. Miała to być tymczasowa stolica, do czasu, aż by nie odbito tych ziem i nie odbudowano zamku. Ale potem ówczesny król zdecydował, że nie chce się zmieniać miejsca pobytu. Gemino odbudowano, zamek, przyległe ziemie oraz flotę królewską powierzono rodowi Gehaktów. Przez te wszystkie lata sprawowali pieczę nad tą częścią kraju, mimo że z floty królewskiej zostało tylko kilka statków. Lord Roland mówił mi, że jego ojciec chciał ją odbudować… Ale tata, to znaczy król, się na to nie zgodził… Zresztą to już bez znaczenia. Dlaczego pytałeś?
– Z ciekawości – odpowiedział Gelu. – Co się stało z Vilontis? Odkąd podróżuję po ludzkich królestwach, nie słyszałem, by ktoś w ogóle wspominał tę nazwę.
– Kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny z Armandarem zostało podbite przez Byker. Nigdy się nie wyzwoliło. A teraz Cesarstwo Kuyo zajęło Byker… Myślisz, że Armandar czeka to samo? – zapytała po chwili wahania Miranda. – Co prawda już jest podbity i istnieje tylko umownie… Sądzisz, że kiedyś całkiem zniknie, a ludzie całkiem zapomną, że istniał?
– Teraz zależy to tylko i wyłącznie od ciebie – powiedział spokojnie Gelu. – Jeśli nie odzyskasz tronu, kolejne pokolenia Armandarczyków będą uważały się za obywateli Cesarstwa. Ludzie bardzo szybko zapominają.
– Elfy nie? – zdziwiła się Miranda.
– Każdy elf zna historię swojego ludu. Przeszłość jest dla nas bardzo istotna, czasem aż za bardzo. Tu rozbijemy obóz – zmienił szybko temat Gelu.
Miranda z ulgą zdjęła plecak i rozejrzała się dookoła. Miejsce nie różniło się wiele od kilku poprzednich, jakie wybrał Gelu. W pobliżu zagajnika, z dala od drogi i jakichkolwiek wsi czy pojedynczych domów wybudowanych gdzieś na uboczu przez samotników lub innych ludzi, których królowa nigdy nie rozumiała.
– Pozbieraj gałęzie, potem rozpalisz ognisko – zakomunikował Gelu.
– Ja? – zapytała zszokowana Miranda, z zażenowaniem przypominając sobie swoją pierwszą próbę, którą na szczęście elf przespał.
– Chciałaś równego traktowania – przypomniał jej Gelu. – Od czegoś trzeba zacząć. Gdy opuścimy Armandar, pokażesz mi, jak władasz mieczem, skoro w duchu uważasz się za rycerza. A jutro nauczę cię, jak nosić broń, bo pewnie już masz całe uda posiniaczone.
Miranda zrobiła się cała czerwona na twarzy. Miała olbrzymią ochotę odpyskować Gelu, który najwyraźniej dobrze się bawił, drwiąc z niej, ale wszystkie odpowiedzi, jakie przychodziły jej do głowy, wydawały się przeraźliwie dziecinne. Ostatecznie uznała, że lepiej będzie milczeć i zabrać się za zbieranie gałęzi, mentalnie przygotowując do publicznego upokorzenia.
~ * ~
Tej nocy Miranda źle spała. Gdy tylko udało jej się zasnąć, śniła o przeszłości. Szczęśliwe chwile przeplatały się z koszmarnymi scenami o śmierci i torturach, jakimi zostali poddani jej przyjaciele i wierni poddani, kiedy uznano ją za martwą. Do tego dochodziła świadomość, że była tak blisko miejsca, które przez całe życie nazywała domem. To w zamku czuła się bezpieczna i szczęśliwa. A teraz?
Przewróciła się na drugi bok, myśląc o Gelu. Elf już pięćset lat błądził po świecie, nie mogąc nigdzie znaleźć dla siebie miejsca, a ona miała dość po kilkunastu dniach. Co więcej, istniał cień szansy na powrót i odbudowanie tego, co utraciła. A czy on mógł o sobie powiedzieć to samo? Już na samym początku uznał, że ich położenie bardzo się różni. Wtedy w to nie uwierzyła, ale może kryła się za tym odrobina prawdy.
Miranda bardzo chciała poznać historię Gelu. Dowiedzieć się, dlaczego wygnano go z Ilathis, jak wyglądało jego życie do tej pory, a przede wszystkim zdobyć więcej informacji o elfach. Nie miała jednak żadnej władzy nad towarzyszem, nie mogła po prostu rozkazać mu mówić, bo nie spełniłby jej polecenia, gdyby nie miał na to ochoty. Czas na pytania i pogawędkę też nie był najlepszy. Obecnie musieli się przede wszystkim skupić na dostaniu do Kavio i uratowaniu Rolanda. Potem na pewno nadarzy się okazja, pomyślała. O ile po przekroczeniu granicy Gelu nie zostawi jej na pastwę losu. Nie, upomniała się w duchu. Przekona go, by z nią został, by dalej podróżowali razem i wyzwolili kraje zniewolone przez Cesarstwo Kuyo. W końcu Harukyu zagraża wszystkim.
Miranda ułożyła się wygodniej i zamknęła oczy z nadzieją, że tym razem uda jej się zasnąć. Nie potrafiła jednak przestać myśleć o braciach Gehakt, szczególnie o dniu, którym wybrali się na ten tragiczny w skutkach piknik. Może gdyby się nie zgodziła albo gdyby pogoda się popsuła, wszystko potoczyłoby się inaczej i dzisiaj nie obozowałaby niedaleko Kavio w towarzystwie elfa, a spała u boku ukochanego męża.
Słońce świeciło od rana, co sprawiło, że Miranda jeszcze bardziej nie mogła doczekać się wycieczki. Żałowała, że wyjazd zaplanowali dopiero w południe, bo przez cały ranek nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Głównie spacerowała po ogrodzie, nucąc cicho pod nosem, nie przejmując się, że ktoś mógłby być w pobliżu. Była niewyobrażalnie szczęśliwa, a dodatkowo pogoda odzwierciedlała jej nastrój. Z chęcią tańczyłaby z radości, lecz wiedziała, że tego już nie wypada robić poza własnymi komnatami.
– Wasza Wysokość – usłyszała za sobą znajomy, melodyjny głos.
Miranda odwróciła się gwałtownie, zahaczając spódnicą sukni o pobliski krzew róż. Materiał rozdarł się, ale ona zupełnie się tym nie przejęła, bardziej zaskoczyła ją obecność osoby, która stała przed nią.
– Lady Tamara? – powiedziała zaskoczona, po czym podeszła i serdecznie uściskała przyjaciółkę.
Nie widziały się tylko dwa miesiące, ale Mirandzie i tak zdawało się, że kobieta wypiękniała od tamtego czasu. Prawdziwa dama, jak często o niej mawiali. Promienie porannego słońca tańczyły na złotych włosach, które lady Tamara zawsze upinała w kok, zdobiąc go drobnymi kryształkami. Dziś miała na sobie szmaragdową suknię, szytą zgodnie z najnowszymi trendami mody – gorset wyszywany w motywy przyrody, w tym wypadku śnieżnobiałe róże, i zdobiony drobnymi szmaragdami oraz długi tren, zdaniem Mirandy w tych okolicznościach bardzo niepraktyczny, bo po przechadzce po ogrodzie suknia się pobrudzi. Jednak to nie strojów i fryzury królowa najbardziej zazdrościła przyjaciółce, bo mogła mieć to wszystko na jedno skinienie ręki, a pięknej, śnieżnobiałej skóry, gładkiej cery bez piegów, niepodatnej na mocno świecące słońce i nadmorski klimat.
– Wyglądasz kwitnąco, Wasza Wysokość – powiedziała lady Tamara, ukazując w uśmiechu piękne, białe zęby. – Zresztą nie ma co się dziwić. Zaręczyny z lordem Gehaktem… – rozmarzyła się. – Cóż zrobiłaś, że ogrzałaś jego zimne, niepodatne na kobiece wdzięki serce? Byłam pewna, że zostanie kawalerem i kiedyś to lord Archibald zostanie dziedzicem Gemino. Mówiąc między nam, cieszę się, że nie wybrałaś lorda Filipa.
– Lord Filip nie złożył mi nawet propozycji małżeństwa – powiedziała Miranda, ujmując przyjaciółkę pod ramię i prowadząc dalej ścieżkami ogrodu.
– Pewnie burza powstrzymała go od przyjazdu. Ale to i lepiej. Skąd wiedziałaś, że wcześniej wracam do Kavio i zatrzymałam się w Tolven? – zmieniła temat lady Tamara.
– Prawdę powiedziawszy, to nie wiedziałam – wyznała szczerze Miranda. – Lord Archibald mi o tym powiedział, gdy zasugerował dzisiejszą wycieczkę, dlatego wysłałam wiadomość.
– Pomyślał o mnie? – powtórzyła lady Tamara, uśmiechając się szeroko. – Może to najwyższy czas pomyśleć o małżeństwie.
– Myślałam, że nie jesteś zainteresowana lordem Archibaldem.
– Och, bo do tej pory nie byłam – powiedziała wprost lady Tamara. – Dobrze wiesz, że chcę wyjść za mąż za przedstawiciela jednego z czterech najstarszych rodów.
– Pięciu – poprawiła ją automatycznie Miranda.
– Sarkansów nie liczę. Oni nie powinni nazywać się już szlachtą, stracili przecież cały majątek, żyją jak mieszczanie. Z pozostałych czterech Tariniusowie i Lindenowie odpadają, bo syn lorda Lindena to jeszcze dzieciak. Oczywiście do tej pory myślałam nad lordem Akkarianem, ale lord Archibald jest bardziej interesujący. Sama musisz to przyznać, skoro bracia Gehakt wyglądają identycznie, mimo że nie są bliźniakami.  Zawsze wydawało mi się to dziwne, lecz nic nie mogą na to poradzić. Zresztą lord Archibald lepiej się ubiera. No i po koronacji lorda Rolanda, to on zostanie głową rodu. Czyż to nie brzmiałoby wspaniale – Tamara Gehakt, lady Gemino? Ale dość o tym, opowiadaj, jak wyglądały zaręczyny. Później nie będziemy miały czasu na babskie pogaduszki.
Miranda z chęcią przyjęła propozycję przyjaciółki, szczególnie że do tej pory nie miała komu o wszystkim opowiedzieć. Mimo że nie popierała tego, że lady Tamara przede wszystkim patrzyła na zamożność mężczyzn, to spodobał jej się pomysł, by wzięła ślub z lordem Archibaldem, wtedy byłyby niemal jak rodzina.
~ * ~
Służba uszykowała konie. Jedzenie i picie zawieziono wcześniej w miejsce wskazane przez braci Gehakt, by oni mogli cieszyć się jazdą konną i własnym towarzystwem, nie martwiąc się o późniejsze przygotowania.
Miranda sądziła, że na zamkowym dziedzińcu zjawi się jako pierwsza, ale okazało się, że bracia już czekali. Dyskutowali o czymś gwałtownie, jednak gdy tylko dostrzegli królową natychmiast przerwali, po czym ukłonili się jej nisko. Nie umknęło uwadze kobiety, że potem znów spojrzeli na siebie w ten dziwny sposób.
– Właśnie mówiłem, że mamy dziś wspaniałą pogodę na piknik. Prawda, Wasza Wysokość? – odezwał się Archibald, uśmiechając szeroko.
W pierwszej chwili Miranda nie wiedziała, co odpowiedzieć. Czy lord Archibald miał ją za głupią? Doskonale wiedziała, że wymiana zdań między braćmi nie mogła dotyczyć opinii na temat pogody, bo w tej kwestii nie było powodu do sporów. Dobre wychowanie wymagało od niej, by się zgodziła, ale czy wtedy nie straci w oczach lorda Rolanda. Na szczęście z kłopotu wybawił ją lord Garavel.
– Wasza Wysokość! – zawołał zdyszany, zbiegając ze schodów prowadzących na dziedziniec.
Miranda westchnęła w duchu, mając nadzieję, że lord Garavel nie przynosił złych wieści, przez które musiałaby odwołać wycieczkę. Od tak dawna nie miała ani chwili wytchnienia, czasu dla siebie, który mogłaby spędzić wedle własnego uznania, dlatego nie miała zamiaru łatwo rezygnować. Co to, to nie! Uśmiechnęła się jednak przyjaźnie i zachęciła namiestnika do mówienia.
– Przed chwilą przyszła wiadomość od lady Fiony, która z przykrością zawiadamia, że nie może uczestniczyć w dzisiejszym pikniku – powiedział niemal na jednym wydechu lord Garavel, po czym kontynuował, zanim Miranda zdążyła coś odpowiedzieć. – Co więcej, Wasza Wysokość, pojawiły się pewne sprawy, które należałoby niezwłocznie rozstrzygnąć, dlatego sugerowałbym, aby odłożyć wycieczkę na inny dzień.
– Dosłownie w tej chwili? – zapytała Miranda, nie potrafiąc ukryć frustracji w głosie. To nie było sprawiedliwe, szczególnie że cały ranek nic nie wymagało jej uwagi!
– To znaczy… – zaczął lord Garavel, spoglądając w stronę braci Gehakt, jakby szukał w nich poparcia.
– Jeśli to rzeczywiście tak pilne, możemy odłożyć piknik na jutro. Pogoda nie powinna się zepsuć – powiedział lord Archibald, wchodząc w słowo bratu.
– Tak przypuszczałam, że przyjdę jako ostatnia, skoro służąca nie potrafiła znaleźć moich rękawiczek – rzekła lady Tamara, która właśnie wyszła z zamku. – Och, sam namiestnik przyszedł życzyć nam udanej wycieczki – dodała, uśmiechając się szeroko w stronę mężczyzny.
– Tak – wtrąciła szybko Miranda, zanim ktokolwiek zdołałby wyprowadzić lady Tamarę z błędu. – Tą sprawą zajmę się po powrocie, lordzie Garavelu.
– Wasza Wysokość…
Miranda nie czekała, aż namiestnik dokończy kolejny protest. Wsiadła na konia, ignorując spieszącego z pomocą lorda Archibalda. Mężczyzna ostatecznie pomógł lady Tamarze, która zaszczyciła go zalotnym uśmiechem.
Gdy opuszczali dziedziniec, Miranda ani razu nie obejrzała się na zatroskanego namiestnika. W tamtej chwili chociaż na jeden dzień chciałaby przestać być królową, na barkach której spoczywało tak wiele obowiązków i trosk.
~ * ~
Uff, udało mi się dodać rozdział zgodnie z planem, chociaż wtorku już wiele nie zostało. Wiem, że porobiły mi się drobne zaległości u niektórych osób, jednak w weekend wyjeżdżam na konferencję i teraz głównie poświęcam czas na przygotowanie prezentacji. Postaram się to jednak jak najszybciej nadrobić, mam nadzieję, że uda mi się do piątku.

8 komentarzy:

  1. Mirandzie z pewnoscia bardzo trudno się oswoić z ta sytuacją. poczatkowo pewnie w ogole nie rozumiala, jak mogla tak dlugo byc nieprzytomna, nie wiedziec, co sie dzieje, byla w szoku, ze nie jest juz krolowa... Teraz zas, kiedy musi podrózować bez domu itd., poznaje "uroki" życia, o ktorym dotychczas nigdy nie musiała myślec. Ciekawe, jak jej poszła druga próba wykrzesania ognia xD. Zastanawia mnie, czy pogrążanie sie we wspomnieniach to tylko sposob krolowej na ulzenie sobie, czy może szuka w nich jakichs poszlak, dlaczego stalo sie tak, a nie inaczej z władzą w państwie... Archibald wydaje sie byc w miarę w porządku, ale z pewnoscia jest ingtelignenty i chce grac wazną rolę... Ciekawe, czy lady T pomogła mu w przewrocie? to byloby dość smutne, skoro Miranda uwazała ją za przyjaciólkę. Ciekawe jest to, że krolowa nie traktowała zbyt powaznie swoich obowiazkow. Ale cóż, byla wtedy wyjątkowo młoda, skoro teraz ma dopiero 22 lata. Nic dziwnego, że wolałaby się wyszaleć... i ze latwo nia manipulować Ech, cieżka sprawa. Gelu nawet jak nie chce jej dokuczyc, to in tak zawsze jej cos wytknie, niesamowita umiejętnośc. ale cóz, żyje prawie 1000 lat. Podejrzewam, że do panstwa Mirandy elfy wilokrotnie przychodziły, ale sie ukrywaly, pewnie i Gelu tak robil. Choc dziwne, ze nie wie za duzo o historii Armandaru w takim razie. NO ale wreszcie to Miranda mogla sie w czymś wykazać, to naprawdę miła odmiana ;p. widzialam kilka literowek albo bledów w stylu ",." zmiast samej kropki. W zdaniu "Kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny z Armandarem zostało podbite przez ." zapomnialaś napisać nazwy zwycięzcy.
    Zycze powodzenia na konferencji i zapraszam na nowość do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :D jak zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z powodu moich braków czasowych nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale przeczytałam go i odniosę się tu do obu;)
    Zacznę od tego, że podoba mi się postać tej Eriki. Jest bardzo tajemnicza i z pewnością wie więcej niż mówi. Coś ukrywa przed Gelem (tak to odmieniać? :D), a ich rozmowy są bardzo... klimatyczne. Może przez fakt, że otacza je jakiś rodzaj magi? W każdym razie ja nie bardzo wierzę w jej bezinteresowność. Wydaje mi się, że za jej zachowaniem stoi coś więcej, tylko nie mam na razie pojęcia co.
    Miranda nadal się obwinia i wcale mnie to nie dziwi. Podoba mi się to, że jest taka zagubiona i z dnia na dzień nie stała się nagle wielką bohaterką na miarę Xeny czy coś;D Ta jej bezbronność bardzo mi tu pasuje i nadaje sytuacji pewnego tragizmu. No bo idą do miasta, bez konkretnego planu, ona jest słaba, on wszystkiego za nią nie zrobi... W dodatku nie bardzo potrafią współpracować.To nie może się udać. I może dlatego jestem taka ciekawa dalszych części. Bo coś czuję, że będzie się działo:D
    I świetny pomysł z retrospekcją! ;)

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. A miałam nadzieję, że już w tym rozdziale dostaną się do miasta. No cóż - trudno. Będę musiała jeszcze na to troszkę poczekać. Tymczasem oddałam się przyjemnej lekturze. Podobała mi się ta retrospekcja. Właśnie z nich można zauważyć, że już wcześniej Archibald był wobec naszej Królowej nie taki, jaki być powinien. Mam wrażenie, że jakoś starał się już wtedy, w jakiś sposób nad nią górować. Ale to może tylko takie moje wrażenie?
    Jestem ciekawa kolejnego rozdziału. Trzymam kciuki za to, że tym razem nasza dwójka przeprowadzi akcję na miasto! Tak zaczynam być na to nakręcona, ale cóż poradzić? Zdarza się.
    Tak więc do napisania przy następnym rozdziale. W związku z tym życzę ogromnych pokładów weny i wolnego czasu, bo jego nigdy nie za mało. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu zbliżają się do miasta. Jestem ciekawa, jak to teraz się potoczy i czy wejście przez główną bramę faktycznie okaże się dobrym pomysłem. Oby tylko nikt ich tam nie złapał.
    Podobał mi się fragment ze wspomnieniami Mirandy. Widać, że miała ciężkie życie jako królowa. Ciągle coś, nawet nie mogła miło dnia spędzić i na piknik pojechać, bo oczywiście jakieś ważne sprawy. Hahaha, ale aż się zdziwiłam, że postanowiła pojechać. Sądziłam, że raczej grzecznie się posłucha i odłoży piknik, by skupić się na obowiązkach. Ale ciekawe, co to była za ważna sprawa i czy odłożenie jej, to był dobry pomysł. ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. Mirandzie z pewnością było trudno, kiedy zbliżała się do swojego ojczystego kraju. Sprawiło to, że zaczęła wspominać o dawnych czasach, a co najważniejsze, zaczęła zastanawiać się, czy jej bliscy przyjaciele w ogóle byli przyjaciółmi.
    Kolejne wspomnienie i kolejne dziwne zachowanie braci Gehakt, co pozostawia wiele pytań.
    Rozdział bardzo ciekawy i czekam na rozwinięcie się akcji.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że tyle zwlekałam z komentarzem, mimo że byłam z rozdziałami w miarę na bieżąco - dlatego teraz postaram się napisać kilka słów o dwóch ostatnich, by to jakoś ładnie podsumować.
    Postać Eriki wydała mi się tajemnicza i intrygująca. Zastanawiam się, jaka będzie jej rola w życiu Gelu, dlaczego on ją widuje, kim ona tak naprawdę jest. Czy rzeczywiście chce pomóc Gelu, czy to kolejna intryga?
    Wreszcie Miranda i elf zbliżyli się do miasta, ale odnoszę wrażenie, że to dopiero początek ich przygód i przedsionek kłopotów. Nie mogę się doczekać chwili, aż zaczną zbierać drużynę, która pomoże królowej odzyskać tron, jednak zastanawia mnie jeszcze jedno - czy kilkuosobowa drużyna (bo raczej nie cała armia) poradzi sobie z żołnierzami cesarza?
    No i chyba najważniejsza kwestia, która nurtuje mnie od początku tego opowiadania, a o którą już długo się dopominam :) - co się stało z Rolandem? Czy to, jak podejrzewam, zdrajca, który pomaga bratu, czy może jednak pozostał wierny narzeczonej? Tyle wplatasz tu tajemnic, tyle jest jeszcze wątków do wyjaśnienia, a mnie niezmiernie to wszystko ciekawi :)
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)
    Elif
    PS Nie wiem, czy pisałam, ale nowy szablon jest prześliczny i niesamowicie klimatyczny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej:)

    Przepraszam za zaległości w komentowaniu, z czytaniem byłam na bieżąco, ale wolałam nie wstawiać komentarzy z telefonu, bo pewnie poleciałby straszny spam, a do komputera nie miałam niestety dostępu.

    Rozdział bardzo ciekawy, zwłaszcza wspomnienia. Zaintrygował mnie problem, który zlekceważyła Miranda, nie powinna stawiać przyjemności ponad obowiązki. Rozumiem, że bycie królową musi być uciążliwe i męczące, jednak niestety, od jej odpowiedzialności i podjętych decyzji zależy los całego królestwa. Mam nadzieję, że to nie przez tą sytuacje utraciła władzę.

    Widzę, że powoli zbliżają się do miasta, z pewnością, gdy już znajdą się na jego obszarze zaczną się prawdziwe kłopoty. Jestem pewna, że Miranda z pomocą Gelu znajdzie towarzyszy i ochotników, którzy pomogą jej odzyskać tron, ale nie przyjdzie im to łatwo.

    Powtórzę się, ale naprawdę masz fantastyczny styl, widać, że włożyłaś wiele pracy w jego ukształtowanie, ale efekty są genialne. Cieszę się, że kiedyś trafiłam na Twoje opowiadanie, bo dzięki Tobie wiele się nauczyłam, nie mówię tutaj o treści, ale o poprawnym konstruowaniu zdań, głębszym analizowaniu tematu i barwnych opisach sytuacji, bohaterów i otoczenia. Wielkie gratulacje dla Ciebie:)

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam cieplutko,
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń

Szablon: Elfaba :*

Belka: J. R. R. Tolkien

Opowiadanie nie jest żadnego rodzaju fanfiction, jest w pełni mojego autorstwa. Mogą pojawiać się w nim przekleństwa, brutalne i erotyczne sceny.

Nie informuję o nowych rozdziałach, zapraszam do dołączenia do obserwatorów.

Obserwatorzy